Ciągle było coś ważniejszego, kilkudniowy wyjazd w góry zastępowaliśmy wycieczką rowerową, kilkugodzinnym wypadem na narty, a w najgorszym wypadku  godzinnym biegiem. Efekt tego był prosty do przewidzenia, od kilku lat nie było nas na Babiej…

Wyruszyliśmy po pracy i do Zawoi zawitaliśmy około piątej po południu. Końcem grudnia o tej porze jest nie tylko ciemno, ale też temperatura odczuwalnie spada. Pozostawiając niewiele odzieży w plecakach ruszyliśmy do schroniska na Markowych Szczawinach. Na trasie nie było już nikogo, sami chłonęliśmy atmosferę nocnego lasu. To już kolejny raz gdy ze światłem księżyca staramy się dotrzeć do schroniska i przyznaję, że coraz bardziej mi się to podoba. Bardzo szybko można ze stanowiska pracy znaleźć się w jadalni schroniska, a tu sprawy służbowe milkną…

Schronisko na Markowych Szczawinach przybrane w świąteczne ozdoby
Schronisko na Markowych Szczawinach przybrane w świąteczne ozdoby

Odwrót

Nie zamierzaliśmy się zrywać o świcie. Chcieliśmy czerpać przyjemność przez szeroko otwarte oczy. Nad ranem słyszałem kolejne grupy udające się w górę na wschód słońca. Po śniadaniu zdążyliśmy naciągnąć stuptuty gdy pierwsze osoby wracały z odwrotu. Na górze mgła, silny wiatr, duży opad zlodowaciałego śniegu, który zasypywał ślady i bił po twarzy. Co kilka minut otwierały się drzwi i kolejne osoby wracały z odwrotu. Nikt z nich nie dotarł na szczyt i wszyscy potwierdzali, że nie ma po co tam iść tego ranka.

Staliśmy przed schroniskiem patrząc w górę, a nad nami gęste nieprzejrzyste chmury, pod stopami 30 cm cudownego świeżego puchu i nadal sypało. Raków nawet nie wyjęliśmy z plecaka. Chwilę zastanawiałem się jeszcze czy nie spróbować podejść przez godzinę, ale nie było sensu iść w górę. Wiedzieliśmy, że i tak mamy całkiem spory wysiłek fizyczny przed sobą, bo trzeba przetorować trasę do Krupowej.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że naprawdę dziś nie zdobędę Królowej Beskidów, a wczoraj wydawało się to proste i oczywiste. Brnąc w śniegu miałem trochę czasu na przemyślenie sytuacji. Myślisz sobie, że to absurd? Jak można przejmować się jednorazowym odpuszczeniem szczytu w Beskidach? Przecież mogę być tu co tydzień. Może mogę…

Zaplanuj weekend

Ostatni raz na Babiej Górze byłem ponad siedem lat temu zaokrąglając na moją korzyść. Z Gosią razem nie byliśmy tutaj wcale. Dopiero trawersując górę zdałem sobie sprawę ile razy zdarzyło mi się odpuścić wyjazd w to miejsce. Powody były często bardzo obiektywne, a w samej okolicy byliśmy mnóstwo razy. Babia Góra jako najwyższy szczyt Beskidów jest w moim przypadku miejscem symbolicznym. Nieobecność tutaj przez tak długi okres czasu jest odzwierciedleniem zrezygnowania z tych okazji, w których niewygoda, pozorny nadmiar obowiązków zbyt często zatrzymuje nas w mieście.

Ktoś znajomy mógłby się teraz trochę oburzyć. Przecież przez ten czas widzieliśmy z Gosią kawał świata, wracając z jednego wyjazdu mieliśmy już zarezerwowany kolejny. Gosia wsiąknęła w turystykę rowerową. Teraz nie znamy już lepszego sposobu podróżowania po świecie. Wielokrotnie zdarzyło nam się opowiadać na ten temat. Ja w końcu mogę powiedzieć coś więcej na temat narciarstwa zjazdowego, bo nowe umiejętności pozwoliły mi więcej czasu spędzić w górach.

No, ale na Babiej nie byłem… Pisząc te słowa nie chcę, żebyś pomyślał, że zajmuję Twój czas lecząc się z gorszego humoru. Zależy mi na tym, by spotkać się z Tobą w schronisku, hostelu, na szlaku. Może podobnie jak ja zbyt dużo uwagi poświęciłeś na różne aktywności w internecie lub wykonywałeś dłużej niż chciałeś tak zwane obowiązki. Nie sugeruję, że te wszystkie rzeczy są niepotrzebne. Jestem jednak pewny, że w głowie pozostaje po nich niewielki ślad. Całodniowe wyjazdy w różne miejsca dobrze stymulują, pozwalają łatwiej nawiązać relacje i pamiętam je bardzo dobrze. Nawet kilkadziesiąt kilometrów rowerem nie daje mi takiej wartości. Też tak masz?

Skrzyżowanie szlaków na Hali Krupowej
Skrzyżowanie szlaków na Hali Krupowej

Jutro też jest dzień

Jesteśmy gdzieś w połowie drogi na Halę Krupową, spotykamy pierwszych turystów. Uśmiech na twarzy, za kilka godzin będziemy w schronisku grzejąc się przy herbacie. Obcujemy z prawdziwą białą zimą, nieoczywistym krajobrazem patrząc kilka lat wstecz. Właśnie po to tu przyjechaliśmy, by teraz wytorować sobie drogę w śniegu, zmęczyć się, przewrócić w zaspę, zjeść kanapkę i popić herbatą z termosu osłaniając się od wiatru. Wszystko po to, by wieczorem zjeść to co mają w schroniskowym okienku, a potem przeczytać rozdział książki. Po prostu.

Wschodzące słońce muska czubki drzew pierwszymi promieniami
Wschodzące słońce muska czubki drzew pierwszymi promieniami

Pewnie mógłbym robić w tym czasie “ważne” rzeczy, ale nie mogę. Tata kiedyś zabrał mnie w góry i tak mi już zostało. By od przysłowiowego poniedziałku funkcjonować do piątku, muszę co jakiś czas wyjechać. Ty pewnie masz podobnie skoro to czytasz. Każdy z nas samodzielnie o ten wolny czas walczy. Warto stworzyć sobie okazję, by się zatrzymać i zastanowić czy na pewno nie możemy  mieć go więcej. Przecież jest tak ważny. Dla takich wniosków był mi potrzebny odwrót z Babiej.

W środku bajkowego lasu
W środku bajkowego lasu
Ostatnie spojrzenie z góry na Babią i Zawoję
Ostatnie spojrzenie z góry na Babią i Zawoję

Poranek na Hali Krupowej “zrobił” ten wyjazd. Widok o wschodzie słońca miałem tylko dla siebie, ponieważ Gosia korzystała ze zdrowego snu. Panorama Tatr na wyciągnięcie ręki, a wokół biało i ten skrzypiący mróz pod podeszwami. Takie chwile zostają ze mną najdłużej i mają spory udział w tym kim jestem. Dziękuję tym, których spotkałem na szlaku. Mam nadzieję, że Ciebie też spotkam w drodze kolejnym razem. Czy to sąsiedztwo przy kawie w knajpce we Wrocławiu, czy herbata w schronisku, wzajemnie sobie kreujemy wyjazdy. Dajmy sobie szansę, by te spotkania tworzyć.

Autor

Na początku 2018 roku wypalił dziurę w ostatniej flanelowej koszuli. Stwierdził, że to dobry moment by na chwilę przerwać pracę programisty i spróbować innych pasji. Teraz jako podróżnik rowerowy, fotograf i blogger, chce nadać wartość każdemu z tych słów.

2 komentarze

    • Michał Odpowiedz

      Nic tylko spakować plecak i jechać. Mamy potwierdzone informacje, że wiosna jest w górach 😉

Reply To Stefan Anuluj odpowiedź