Dojechaliśmy do miejscowości Cochamó w Chile. Nazwa jak każda inna. Słyszeliśmy już jednak o tym miejscu wcześniej. Jeśli marzysz o trekkingu w Parku Narodowym Yosemite w USA, ale akurat znajdujesz się w tej drugiej Ameryce, to Cochamó jest dobrym miejscem na realizację marzeń.

W informacji turystycznej uzyskujemy bardzo podstawowe dane na temat możliwości spacerów w Dolinie Cochamó. Szybko sprawdzamy prognozę pogody, która daje nadzieję na dwa dni okna pogodowego czyli czasu bez deszczu. Reszty mamy dowiedzieć się od Mono, która mieszka i pracuje przy schronisku i polu campingowym.

Co zwiastuje taki zachód słońca?
Co zwiastuje taki zachód słońca?

Pierwszy dzień to spacer w lekkim deszczu do miejsca nazywanego La Junta. Miejsce znane wspinaczom jako baza wypadowa z szybkim dostępem do wielu granitowych ścian. Spacer do La Junty to jedyne 13 km. Mężczyzna w informacji turystycznej wspominał, że zwykle zajmuje 6 godzin. Przewyższenia nie są duże. Liczymy na to, że dotrzemy na miejsce szybciej i te dane są przeszacowane. Po pierwszej godzinie marszu okazuje się, że przeszliśmy niecałe 3 kilometry… Trzeba było robić dużo postojów na podziwianie lasu, drzew obrośniętych mchem i porostami rozmiarów i kształtów jakich nie znaliśmy. Dodatkowo błoto, dużo błota.

Spacer w zielonym tunelu
Spacer w zielonym tunelu
Stary las w dolinie Cochamo
Stary las w dolinie Cochamo

Turyści wciąż wydeptują nowe ścieżki między drzewami, żeby grzęznąć w błocie tylko po kostki, nie wyżej. Kluczymy więc między drzewami, poznając przy okazji zapach mokrego lasu, strukturę kory drzew, na których często musimy się wesprzeć. Przekonujemy się, że jeden gatunek drzew jest w dotyku dużo chłodniejszy niż inne. Kolor kory ma natomiast dużo cieplejszy niż inne, złoty.

W trakcie marszu mijamy liczne strumienie, czasem ścieżka zamienia się w strumień. Na ostatnich kilometrach szlaku przyzwyczajamy się do hałasu. Powodem jest rzeka Cochamo. Mimo szumu co chwilę słychać ptaki…

Taki most nad rzeką to luksus
Taki most nad rzeką to luksus

Wychodzimy z lasu na ogromną polanę. Widzimy ogrodzenia z drutu kolczastego wyznaczające granice poszczególnych pól namiotowych. Dłuższą chwilę zastanawiamy się, gdzie rozbić namiot. Oprócz nas na tym wielkim terenie nie ma nikogo. Nie ma też Mono, która podobno miała się tu kręcić.

Szukamy drogi do schroniska. Mimo, że zamknięte poza szczytem sezonu (grudzień-luty), to liczymy na garść informacji o szlakach. Do schroniska prowadzi szeroka ścieżka, ale najpierw trzeba przeciąć rwącą rzekę, nad którą przewieszona jest tyrolka. Czy ja kiedyś wspominałam, że mam lęk przestrzeni? Pierwsza jazda ze strachem w oczach, ale kolejne to już zabawa.

Odnajdujemy Mono, która ma dwadzieścia parę lat, dłonie wspinacza i wesoły głos. Całą sylwetką budzi skojarzenia z bohaterkami książek Astrid Lindgren. Mono mówi, że część szlaków jest jeszcze niedostępna. Znajomy z Cochamó próbował iść tam poprzedniego dnia i zrezygnował przed pierwszym punktem widokowym, z powodu śniegu sięgającego pasa. Trochę się dziwimy, że w informacji turystycznej nic na ten temat nie wiedzieli. Zasypiamy z gotowym planem na kolejny dzień.

To jest tyrolka czyli "carrito"
To jest tyrolka czyli „carrito”
Tyrolki przewieszone są w kilku miejscach nad tą rzeką, tam gdzie potrzeba szybko dotrzeć do campingów
Tyrolki przewieszone są w kilku miejscach nad tą rzeką, tam gdzie potrzeba szybko dotrzeć do campingów
To jest pierwsze co zobaczyliśmy na kampingu La Junta i już nam się podobało
To jest pierwsze co zobaczyliśmy na kampingu La Junta i już nam się podobało

Budzimy się wcześnie, do namiotu szybko docierają pierwsze promienie słońca. My nie zbieramy się tak szybko i wychodzimy na szlak przed 11. Na cel wybraliśmy Cerro Amfiteatro. Nazwa, jak nietrudno się domyślić, pochodzi od skał, które tworzą kształt amfiteatru. Na początek przejażdżka tyrolką, potem główna część trasy, czyli bardzo stroma ścieżka przez gęsty, stary las. Łatwo byłoby się zgubić, gdyby nie małe, różowe kokardki zawieszone co jakiś czas na gałęziach. Dystans nie jest duży, ale do pokonania mamy około 1000 metrów w pionie, w tym sporo na 4 kończynach. Na końcu czeka widok na pionowe skały otaczające nas z trzech stron. Oślepia słońce odbijające się od skał i śniegu. Po dłuższej przerwie schodzimy początkowo identyczną ścieżką, ale na koniec skręcamy w kierunku wodospadów i innego kempingu. Tam w domu mieszka kobieta, która piecze chleb „na zamówienie”. Gubimy ścieżkę obok jednego wodospadu, bo zbyt dokładnie śledzimy stare strzałki, ale ostatecznie udaje nam się dotrzeć na dół i zamówić chleb, po który wrócimy rano.

Dziś śpię tu!
Dziś śpię tu!
Poranne widoki były aż zbyt ładne
Poranne widoki były aż zbyt ładne
Widok z góry, u podnóża ściany Amfiteatro
Widok z góry, u podnóża ściany Amfiteatro

Na polu namiotowym podwoiła się ilość namiotów! Drugi namiot jest rozbity 30 metrów od nas. Zastanawiamy się czy jest tu tłoczno w sezonie, czy jest możliwe, że cała polana wypełnia się turystami. Następnego dnia powyżej linii lasu wiszą chmury, a namiot jest mokry od porannego deszczu. Odpuszczamy kolejną wycieczkę, która i tak w połowie miała się pokrywać ze szlakiem pokonanym poprzedniego dnia. Schodzimy znaną ścieżką w dół doliny. Ostatnie kilometry do miasteczka podwozi nas jedyny samochód, który tu zobaczyliśmy. Kierowca daje nam odpowiedź na pytanie o ilość turystów w tej okolicy. Dolinę Cochamó podobno odwiedza rocznie 18000 osób. To połowa tego co na trekking rejonie Everestu w Nepalu. Biorąc pod uwagę, że my nie musieliśmy się rejestrować przy wejściu do parku, bo akurat nie było nikogo kto chciałby spisać nasze dane, to może realna liczba odwiedzających jest nawet większa.

Ściana Cerro Amfiteatro i las
Ściana Cerro Amfiteatro i las

Trekking był krótki, ale atrakcyjny. Chętnie wrócilibyśmy kiedyś na te ścieżki, które teraz były przysypane śniegiem. Podobno widoki z Cerro Arcoiris są warte kilkugodzinnego wdrapywania się z pomocą lin, które są gdzieniegdzie zostawione dla pomocy przy stromej wspinaczce. Może warto spróbować tutaj sił jesienią…

Nasze wskazówki

Jak pokazuje nasze doświadczanie wskazówki z informacji turystycznej trzeba traktować bardzo ostrożnie. Nas informowały trzy kolejne osoby, które posiadały tak samo złe informacje o szlakach. Poza sezonem najlepiej poprosić o telefon do La Frontera B&B Valle Cochamó. Właściciel chodzi po górach.

Jeśli nie planujesz wyjścia powyżej kempingów. To polecamy przejść się po innych w okolicy. Z każdego jest trochę inny widok na skały otaczające okolicę. Na nocleg polecamy La Junta, wydawał się najlepiej przygotowany, z dużą przestrzenią.

Na kempingu Aventura pani sprzedaje domowy chleb, który trzeba wcześniej zamówić. Ścieżka prowadząca z tego miejsca w stronę Cerro Amfiteatro była lepiej utrzymana i łatwiejsza do przejścia. My schodziliśmy nią tylko w dół.

Autor

Świetnie się czuje, gdy nie stoi w miejscu. Trekkingi i tułaczki z plecakiem nie są jej obce. Ostatnio chętniej wybiera rower, ale nadal bez gór nie ma dla niej udanego wyjazdu. Jej marzeniem jest bycie dobrym człowiekiem. Bycie lekarzem jest przywilejem, który ułatwia realizować marzenie.

13 komentarzy

  1. Czytałam z zapartym tchem oraz wzruszeniem. Gosiu dobrze było Was zobaczyć w takich cudach natury. Takim mostem chętnie bym poszła…

  2. W końcu z plecakami a nie tylko te rowery i rowery :P. Czytam, oglądam zdjęcia i czuję zapach wilgotnego lasu i słyszę ten szum wodospadu.

    • No właśnie, rowery i rowery. To trudny związek, bo my potrzebujemy ich, a one nas. Czasem jednak dość…
      Fajnie było plecak założyć, choć prosto nie było.

  3. Tyle piękna, nam ucieka :p
    Wszystko, co oglądacie zapiszcie w sercach i umysłach. Bawcie się dalej. Mam ochotę odetchnąć pełną piersią.
    Po Waszym powrocie mam zobaczyć wszystkie pejzaże 🙂

  4. Wierzę, że w Polsce też można oddychać pełną piersią więc tego życzę. Oglądałem niedawno zdjęcia z jesiennych Bieszczadów 😉

  5. „Dziś śpię tu!” mnie zmiażdżyło. Chciałbym się kiedyś obudzić z takim widokiem po otwarciu oczu

  6. Wow. Góry, wodospady – zdjecia robią niesamowite wrażenie a co dopiero zobaczyć to w realu.
    No i niezła zabawa tak się przejechać tyrolka 🙂
    Powodzenia

    • Bardzo dziękujemy za pozdrowienia. Zabawa była przednia do połowy, a potem trzeba się trochę napracować. No, ale cieszymy się z tej dodatkowej atrakcji.

  7. Dziękujemy za rekomendacje miejsca. Odwiedziłyśmy je w lutym, za wcześniejszą ,wymaganą rezerwacją. W sezonie tłumy. Cochamó to teraz jedno z naszych ulubionych miejsc w Chile. Widoki przepiękne. Wasze zdjęcia też są fajne.

    • Spotkaliśmy w Bariloche Polaka, który przyjechał z Cochamo. Też wspominał i sporej liczbie turystów (30 namiotów), a i tak był już po sezonie. Przynajmniej w sezonie jest szansa wyjść gdzieś wyżej.
      Super, że się Wam podobało. Polecaliśmy to miejsce wielu osobom, ciekawe ile pojechało 😉

Reply To Michał Anuluj odpowiedź