„Aaaaarequipa, Arequipa” „Cuuuusco, Cusco, Cusco” Z kolejnych stanowisk dworca autobusowego w Juliaca padają głośne okrzyki z nazwami miast. Jest przed 6 rano i pojawiliśmy się tutaj, by pojechać do jednego z ładniejszych miast Peru.

Autobusy wyruszają cały dzień i całą noc. Jest z czego wybierać, ale bilety kupujemy dopiero przed odjazdem. Wczoraj nie było ich jeszcze w systemie. Mam małe uzależnienie ruszając gdziekolwiek w podróż autokarem, pociągiem lub samolotem. Zawsze szukam kawy na wynos. Teraz też rozglądam się po budynku dworca. Jest! Po chwili Pani z uśmiechem wypełnia dwa kubki czarnym płynem. Zresztą co to za uzależnienie. Jest 5:45. Przyjechaliśmy tutaj na czczo! Wypada dobrze zacząć dzień.

Uliczka wypełniona kawiarniami
Uliczka wypełniona kawiarniami
Kiosk z prasą
Kiosk z prasą

W Arequipie pojawiamy się tylko z plecakami. Chcieliśmy zobaczyć zabytkowe centrum białego miasta, a nie było nam po drodze na rowerach. Gdy wyobraziliśmy sobie przecinanie przedmieść wielkiego miasta na rowerach, szybko podjęliśmy decyzję o zostawieniu ich na kilka dni w bezpiecznym miejscu. Kierujemy się wprost do naszego hostelu. Podczas rejestracji do recepcji wpada chłopak. – Przepraszam Was. Ja tylko krótkie pytanie. Gdzie jest mój pokój na dziś? – zwraca się do obsługującego hostel. Ten po chwili znika zaskoczony sytuacją. – Pewnie jedziecie do Kanionu Colca? – pyta nas Radek z Czech. – Pytajcie mnie. Wiem wszystko. Od kiedy przyjechaliśmy Radek stara się wyjechać, ale codziennie pada „Una noche mas” [Jeszcze jedna noc]. Pierwszy raz przyjechał do Arequipy trzy tygodnie temu.

– Yoshi! Ile mamy na Ciebie czekać. Rusz w końcu swoją dupę – Szwed krzyczy za znajomym zapinając kolorową koszulę. – Z Polski? Cool! – wita nas, gdy wchodzimy do pokoju. – Yoshi! Po chwili Japończyk także pojawia się w pokoju. Teraz mogą iść już w komplecie na finał Copa America. Jest dopiero 13, rozgrywki o 15, ale dobrych miejsc w restauracjach trzeba pilnować. Peru gra w finale z Brazylią. Taki dzień nie zdarza się w tym kraju często. Jeszcze przez parę godzin wszyscy będą podekscytowani. Flagi Peru przyczepione do plecaków, pomalowane twarze i okrzyki na ulicach. Emocje pompowane pod zawór bezpieczeństwa, dziennikarze nie próżnowali. Później dwie godziny zmiennych emocji przed telewizorami w restauracjach, domach i sklepach. Pod koniec meczu na ulicach jest cicho. Kolejny dzień był już normalny. Brazylia wygrała 3:1. Czyli prawie jak u nas, „nic się nie stało…”. No prawie, Peru zostało jednak wicemistrzem tych rozgrywek. Brawo!

Kibice reprezentacji Peru zmierzający na mecz
Kibice reprezentacji Peru zmierzający na mecz
Kolejka do zakładów bukmacherskich
Kolejka do zakładów bukmacherskich
Pamiątkowa fotografia już po przegranym meczu
Pamiątkowa fotografia już po przegranym meczu

Kolonialne bogactwo bez umiaru

Na tarasie, pełniącym funkcję jadalni, pojawiamy się przed śniadaniem. Jest przyjemnie rześko, jeszcze chwilę. Kawa i bułki pojawiają się na stołach godzinę po wschodzie słońca. Podczas śniadania zdejmiemy wszystko do krótkich rękawków, jest ciepło. Szokująca odmiana po wielu tygodniach na wysokości około 4000 metrów. I ta przyjemna atmosfera hostelu. Dobrze trafiliśmy.

Z tyłu katedra na głównym placu w Arequipie
Z tyłu katedra na głównym placu w Arequipie
W jednej z bocznych uliczek panie chronią się przed słońcem
W jednej z bocznych uliczek panie chronią się przed słońcem

Idziemy na miasto. Jest zaskakująco jasno. Słońce odbija się od białych ścian budynków jak od śniegu na alpejskim stoku. Miasto zbudowane jest z sillaru, jasnego kamienia, który jest tufem wulkanicznym z pobliskiego El Misti. Ten budulec nadaje miastu unikalnego charakteru. Od razu czuje się bogactwo i elegancję. Dziś drugie co do wielkości miasto Peru, kilkaset lat temu stanowiło siedzibę dobrze sytuowanych kupców. Położenie na szlaku komunikacyjnym pomiędzy Boliwią, Limą i dalej Hiszpanią, było jego atutem. Pieniądze, aż wylewają się na ulice centrum miasta. Łatwo można się domyślić, że piękno Arequipy odsłania tylko ułamek grabieży, której dopuścili się tu Hiszpanie. W okolicy można znaleźć symbole zwycięstwa rdzennych ludów nad konkwistadorami, oznaki braku sympatii dla tamtej historii. Dziś trzeba przyznać, że Peruwiańczycy są z Arequipy dumni i lubią się nią chwalić.

Pierwsze kroki kierujemy na targ San Camilo. Lubimy takie miejsca, bo trochę opowiadają o tym jak żyje miasto. Choć na targu jest więcej gringos, to rano jest jeszcze spokojnie. Targ San Camilo przypomina turystyczne miejsce, ale asortyment raczej nie zainteresuje przyjeżdżających z daleka. Kto z gości hotelowych kupi kilka sztuk surowej ryby, kilogram mięsa lub kawał sera? Turyści może wydają pieniądze na pierwszym piętrze, gdzie mogą spróbować tradycyjnych potraw. No, chyba że zdecydowali się już wydać pieniądze w jednej z modnych restauracji w centrum.

Dział mięsny na targu San Camilo
Dział mięsny na targu San Camilo
Dział rybny
Dział rybny
Owoce
Owoce

Pierwszy raz w czasie podróży Gosia poszukuje pamiątki. Akurat tydzień temu pozbyła się czapki, spytaj jej czy specjalnie. Arequipa to doskonałe miejsce, żeby zaopatrzyć się w kolorowe ubrania z wełny alpaki albo wikuni, więc można powiedzieć, że to był doskonały moment na zgubę ważnej części górskiego ekwipunku. W tym czasie ja robię zdjęcia na jednym z placów. Po chwili podchodzi do mnie Peruwiańczyk i zagaduje płynnym angielskim. – Czekasz na Free City Tour? Zaraz zaczynamy. Odpowiadam przecząco dziękując jednocześnie za ofertę. – Wyglądasz jakbyś czekał – nie daje za wygraną. Tak to właśnie jest z gringo w Arequipie. Jasny kolor skóry, ale przede wszystkim sposób ubierania sprawiają, że nie można się ukryć. W białym centrum turyści stanowią istotną mniejszość. To ostatnie słowo jest znaczące. Oznacza, że jeszcze Arequipy nie opanowaliśmy. To ważne, bo miasta, w których miejscowi wycofują się tylko do usług w branży turystycznej, tracą swoją duszę.

Obok gringo buszujących po sklepikach, kafejkach i ulicach centrum, przemieszczają się Peruwiańczycy załatwiający swoje sprawy w lokalach usługowych i prowadzący nawet najmniejsze uliczne biznesy. Odpoczywają też wspólnie z turystami na głównym placu miasta wokół palm i fontanny oraz na schodach wielkiej katedry. Czuje się, że to ich miasto. To dobrze. Zmierzając na punkt widokowy, z którego ma się roztaczać piękny widok na miasto, nie czujemy, że idziemy z Francuzami, Niemcami czy Amerykanami. Idziemy po prostu przez miasto i na miejscu również spotykamy Peruwiańczyków siedzących razem z turystami, patrzących na zachód słońca. Arequipa to piękne miasto i bardzo tu podkreślam jego tożsamość, ponieważ wychodząc na pierwszy spacer przeraziłem się. – Gosia, nigdy nie widziałem tylu gringos w jednym miejscu. Teraz wiem, że niepotrzebnie.

Punkt widokowy Yanahuar. Podobno najlepszy widok na miasto
Punkt widokowy Yanahuar. Podobno najlepszy widok na miasto
Kościół obok punktu widokowego Yanahuara
Kościół obok punktu widokowego Yanahuara

Spacerując zastanawialiśmy się, czy Arequipa byłaby dobrym miejscem, by pomieszkać tutaj kilka miesięcy. Podobno jest jednym z niedocenianych celów dla cyfrowych nomadów. Szybki internet i przyjemny klimat są na pewno świetnym atutem. Nam brakowałoby łatwo dostępnych miejsc do uprawiania sportu na świeżym powietrzu. Bieganie czy rower po wąskich uliczkach centrum mogłyby być niebezpieczne. Na krótsze kilkutygodniowe przerwy miejsce wydaje się być idealne.

Życie na plecaku

Wracamy do hostelu i spotykamy Piotra. Piotr podróżuje od kilku miesięcy po Brazylii, Boliwii i Peru. Z podróży kręci filmy i wrzuca je na Youtube. Jest backpackerem z krwi i kości. Zatrzymał się w hostelu na kilka dni, by zmontować swoje filmy, ale przy okazji przedstawia nam troszkę kulisów backpackerskiego życia w Arequipie. Może wydawać Ci się to śmieszne, ale przez rok podróży trochę zdziczeliśmy i wyizolowaliśmy się. Zwykle śpimy w namiocie poza miastami, a spotkania mieliśmy głównie z innymi rowerzystami lub turystami zainteresowanymi trekkingami. Tyle o nas celem wyjaśnienia.

Stare uliczki San Lazaro
Stare uliczki San Lazaro
W San Lazaro łatwiej zostać na chwilę samemu
W San Lazaro łatwiej zostać na chwilę samemu
Setki urokliwych drzwi i okien. Piękno starej dzielnicy San Lazaro
Setki urokliwych drzwi i okien. Piękno starej dzielnicy San Lazaro

– Wyobrażacie sobie, że tutaj można przeżyć dzień za lekko ponad 25 soles (29 zł)? Śniadanko w cenie hostelu (15 soles), a obiad i kolację można kupić za rogiem po piątce. Jest Wi-Fi i świetny taras na dachu – Piotrek komentuje znaną nam rzeczywistość. – Jak się rozejrzycie po gościach to wielu z nich przyjechało tutaj na kilka dni, a zostają po dwa tygodnie i dłużej. Radek z Czech był tutaj zanim przyjechałem po raz pierwszy. Niemki z pokoju obok recepcji… No te ładne… Jedna taka blondyna z długimi włosami, bardzo szczupła… Jej koleżanka leży tam na hamaku. One codziennie przedłużają pobyt o jeden dzień. Japończyk, który mieszka u Was w pokoju, siedzi tutaj już trzeci tydzień. Poznał jakąś Peruwiankę i się spotykają – kontynuuje. Teraz rozumiemy czemu Yoshi nie umiał nas zauważyć, gdy spotkaliśmy go na mieście po południu. – Tutaj zresztą każdy kogoś ma i z kimś się spotyka. Radek na przykład… – Piotrek dalej tłumaczy nam kulisy relacji damsko-męskich w jednym tylko z hosteli w Arequipie.

– Piotr. Do you have duct tape? [Piotr. Czy masz zbrojoną taśmę?]
– No. [Nie]
– Fuck. Radek. Do you have duct tape?
– No.
– Fuck. My Polish friends. Do you have duct tape? [Moi polscy przyjaciele. Czy macie zbrojoną taśmę?]
– No.
– Fuck.
– Why do you need duct tape? [Po co Ci zbrojona taśma?]
– My bottle starts leaking. It has three years. [Moja butelka zaczęła przeciekać. Ma trzy lata]
– Can’t you buy new one? [Nie możesz kupić nowej?]
– It is waste of money… and environment. [To jest strata pieniędzy i szkoda dla środowiska.]
— rozmowa wesołego chłopaka ze Szwecji z gośćmi hostelu

Wieczorami na tarasie trwa luźna atmosfera. Ktoś gra w bilard, prowadzone są długie rozmowy przy piwie Arequipeña, a na hamakach można poczytać książkę. Nie jest zimno, jedna bluza wystarczy, by się okryć po zachodzie słońca. Jednym nowoczesnym słowem – chillout. Choć ten cały styl znacznie odbiega od charakteru naszej podróży, to na kilka dni wydawał się bardzo kuszący. Gdy możesz się zatrzymać, by po prostu odpocząć, jeszcze trudniejsze wydaje się wrócenie na 4000 metrów do oszronionego w nocy namiotu. Nieważne, że tak spędzasz czas od kilku tygodni. Częściej pojawiają się pytania „Po co?”. Zanim na dłużej zajmiemy się tymi rozważaniami, wyjeżdżamy z Arequipy. Fajnie było spróbować i zobaczyć, że w Peru też można spędzić dobrze czas w szortach z małym bagażem.

Wskazówki

  • Połączenia do/z Arequipy oferuje wiele firm transportowych z Peru i sąsiednich krajów. Wystarczy przejść się na dworzec autobusowy dowolnego miasta, by znaleźć połączenie w różnych cenach i standardzie. Bezpośrednie połączenia z Limą lub Cusco są kilka razy dziennie. Przejazd z Juliaca do Arequipy kosztował nas 15 soles w jedną stronę w autokarze typu semi-cama, czyli z wygodniejszymi fotelami.
  • Arequipa jest główną bazą wypadową do kanionów Colca (5 godzin) i Cotahuasi (9 godzin). W momencie publikacji tego wpisu nie było możliwe połączenie tych dwóch atrakcji w ramach jednego wyjazdu publicznym transportem. Korzystając z publicznego transportu zawsze trzeba jechać przez Arequipę. W sierpniu 2019 do użytku oddano drogę pozwalająca połączyć te dwa kaniony (o tym w jednym z kolejnych wpisów), ale jej jakość prawdopodobnie nie przyczyni się do organizacji takich wycieczek.
  • Miłośnicy bardziej wymagających aktywności mogą z Arequipy zorganizować wyjście na wulkan El Misti. Agencji turystycznych w centrum miasta jest bardzo dużo.
  • Będąc w Arequipie koniecznie poświęć chociaż pół godziny na odwiedzenie muzeum alpaki – Mundo Alpaca (Alpaca World). Jest prowadzone przez jedną z większych firm odzieżowych zajmujących się produkcją z wełny alpaki. Wstęp jest darmowy, a muzeum kilka kwadr od centrum, niedaleko San Lazaro.
  • Tak jak opisałem w artykule, w Arequipie można się zakwaterować i wyżywić stosunkowo tanio. Jeśli porównamy ceny do innych miast i wiosek, to było to najtańsze miejsce na dotychczasowej trasie w Peru. Warto uważać z rezerwacjami dokonanymi przez portale typu Booking, często są one kilka soli droższe niż ceny na miejscu. Jeśli mamy pewną elastyczność warto dokonać rezerwacji na 1-2 noce przez internet, a resztę przedłużyć na miejscu na korzystniejszych warunkach.

Czas i miejsce

  • Arequipę odwiedziliśmy w pierwszych dniach lipca 2019 roku. Właściwie każda pora roku jest dobra na odwiedzenie miasta. Przyjechaliśmy tutaj autobusem z Juliaca, gdzie zostawialiśmy nasze rowery i większość bagażu w Casa de Ciclistas.
Autor

Na początku 2018 roku wypalił dziurę w ostatniej flanelowej koszuli. Stwierdził, że to dobry moment by na chwilę przerwać pracę programisty i spróbować innych pasji. Teraz jako podróżnik rowerowy, fotograf i blogger, chce nadać wartość każdemu z tych słów.

8 komentarzy

  1. Piękne miasto, ładnie pokazane, ciepło opowiedziane.
    Nie mogę tylko pojąć – na targowisku w słońcu mięso, ryby, czy to znaczy – wysuszone, czy się nie psuje > gdyż? 🙂

    • Nie psuje się, bo się szybko sprzedaje… Na zdjęciach może tego nie widać, ale często stoiska z owocami i sokami są blisko mięsnych i kurczakowych. Tego to już nie rozumiemy, ale próbowaliśmy sobie tłumaczyć, że może lepiej tak niż obok kapeluszy i szalików…

  2. nie dziwię się, że się Wam Arequipa spodobała, my też bardzo miło wspominamy nasz pobyt. Ale szczerze zazdroszczę tego muzeum alpaki;D

    • Michał Odpowiedz

      Zazdrościć to można takiego sweterka z alpaki… niestety tym razem w sakwach za mało miejsca. Ale ja tu jeszcze wrócę ;)))

  3. Widać, że Michał w swoim żywiole fotograficznym. Miasto i ludzie to chyba Twoje ulubione tematy.
    Myślałam, że jak nawiązuje tak do tych tanich, przyjemnych warunków życia w tym mieście, to zostaniecie tam dłużej. A Wam się udało tak gładko opuścić to miłe miejsce, jakby jego klimat wcale na Was nie działał. Zastanawiacie się 'Po co?’ ale już chyba przywkliście do mniej wygodnego namiotu i wolności i to jest główny powód :).

    • Michał Odpowiedz

      No z tymi fotografiami miasta to mały wewnętrzny konflikt. Bardzo lubię fotografować miasto, ale jest bardzo mało okazji. W miastach piszemy wpisy lub odpoczywamy. Lubię też jeździć rowerem powyżej 3000, 4000 To może miasta nasze kiedyś pofotografuję.

      Czemu nie zostaliśmy w Arequipie? Czas nas gonił, a konkretnie koniec pory suchej. W Peru chcieliśmy zrobić jeszcze kilka ciekawych tras, a bez deszczu jednak łatwiej. Niestety taki minus wolnego przemieszczania się rowerem… Albo trzeba zostać na 3-4 lata…

  4. Fajne miejsce. Gdyby nie te chaotycznie wiszące druty, to może nawet bym pomyślał że to zdjęcia skądś z Europy 😉 Trzymajcie się i pozdrowienia!

    • Michał Odpowiedz

      Spodobałoby Ci się. Do drutów można się przyzwyczaić. Widzieliśmy jak ekipa energetyczna prowadzi kabel. Nie myśl, że wchodzą przy każdym słupie na drabinę 😉

Napisz komentarz