Wszyscy planujący pierwszy wyjazd do Ameryki Południowej mają jakieś obawy, często uzasadnione. Każdy słyszał niejedną nieprzyjemną historię z rabunkiem czy napaścią w tle. Do tego w ostatnim roku sytuacja polityczna Ameryki Południowej jest niestabilna. Wiadomo, że trzeba być uważnym, śledzić aktualne informacje i mieć szeroko otwarte oczy. Dla kontrastu przymrużamy teraz powieki i zastanawiamy się czego boi się Peruwiańczyk, a czego powinien bać się turysta w Peru, czego obawiać się nie trzeba? Dlaczego przykład Peru? Niedawno wyjechaliśmy z tego kraju po pobycie trwającym prawie pięć miesięcy. Byliśmy głównie na rowerze, głównie w górach, trochę maszerowaliśmy, unikaliśmy wielkich miast. Nazbierało się obserwacji, ale zdajemy sobie sprawę, że mogą być względne po względnie krótkim pobycie.
Wyjeżdżając czerwoną linią kolejki z La Paz do El Alto możesz zobaczyć kawałek sztuki tzw. Street Art’u. W połowie zachwycą Cię murale na głównym cmentarzu La Paz, a później przejedziesz nad kolorową dzielnicą, która wyróżnia się na tle miasta wybudowanego z czerwonej, nieotynkowanej cegły. Dzielnica nie jest bogatsza. Wesołe barwy zawdzięcza projektowi rewitalizacji, nad którym pracowała artystka Knorke Leaf.
Wciąż pamiętam huk wodospadu Iguazú na początku naszej wycieczki. Słychać go dużo wcześniej niż się zobaczy, z odległości kilkunastu kilometrów, jednocześnie w Brazylii i Argentynie, bo rzeka wyznacza granicę. Przepływ wody trudno dokładnie zmierzyć, ale to jeden z potężniejszych wodospadów świata.
Dwadzieścia kilometrów od La Paz i dwa kilometry nad miastem była kiedyś najwyżej położona stacja narciarska. Ponad 5300 m n.p.m. Rozgrywano tutaj nawet mistrzostwa narciarskie. Teraz lodowiec zniknął, ale ciągle stoi najwyżej położone w Amerykach obserwatorium, a w nim pracuje Iza, która odkrywa przed nami swoje obserwacje na temat Boliwii, a także kulisy swojej pracy.
Niewiele się mówi o północy Peru. Nie dlatego, że można odmówić jej uroku. Bogate południe z Arequipą, Cusco i Machu Picchu działa jak magnes. Od tak silnego ładunku trudno się oddalić.
To druga część wywiadu z Radkiem Czajkowskim, który od kilku lat mieszka w La Paz. Tym razem porozmawiamy trochę o polityce, a także dowiesz się, czy brak dostępu do morza to rzeczywiście największy problem Boliwii.
Radka nie znaliśmy wcześniej. Dostaliśmy jego nazwisko i numer telefonu. Te informacje pozwoliły nam dotrzeć do jego strony internetowej i już przed przyjazdem wiedzieliśmy, że spróbujemy nagrać rozmowę. Każdy wspólny posiłek przedłużał się, ponieważ Radek był dla nas skarbnicą wiedzy i miał na szczęście ochotę wiele rzeczy nam opowiedzieć.
Jest gorący, sobotni grudniowy poranek w 2015 roku. W Chimbote w północnym Peru odbywa się uroczysta msza święta. Podczas jej trwania na ołtarze zostają wyniesieni Ojcowie Michał i Zbigniew, franciszkanie posługujący w Peru do początku sierpnia 1991 roku.
Część z osób odwiedzających Boliwię chce iść na wysoką górę lub ciekawy trekking. Dla wielu z nich poszukiwanie przewodnika będzie naturalnym etapem przygotowań. Może warto wybrać się w góry z najlepszym? Takim, któremu zaufał prezydent.
Jak się nazywa góra oglądana co roku przez największą liczbę osób? Everest? Mont Blanc? Giewont? Nie, to nie one. Podpowiem, że spóźnialscy mogli jej nigdy nie zobaczyć. Prawdopodobnie twój dziadek ją widział. O ile był kilka razy w kinie. Tak, chodzi mi o strzelisty, lodowy szczyt otoczony kołem gwiazd w intro wytwórni filmowej Paramount Pictures. Byłam mocno zdziwiona, gdy dowiedziałam się, że góra ma swój odpowiednik w rzeczywistości. Wcześniej myślałam, że to efekt wspólnej pracy doświadczonego grafika i jego ośmioletniej córki. Góra wygląda zbyt idealnie jak na coś, co mogło wyjść z wyobraźni dorosłego twórcy. Gdy zobaczyłam rzeczywisty wzorzec odsłaniający się z chmur szczęka opadła i zrobiło się niebezpiecznie. Ścieżki w dolinie Santa Cruz nie są trudne, ale można wdepnąć w krowią kupę i ubrudzić sobie tyłek w czasie przewrotki.