Jadąc przez Paragwaj i Boliwię przyzwyczailiśmy się, że wiele miejsc ma swoich patronów. Warsztaty samochodowe i sklepy spożywcze pod wezwaniem, przydrożne kapliczki. W północnej, suchej Argentynie naszą uwagę zwrócił kolor czerwony dominujący w przydrożnych kapliczkach. Powtarzającym się motywem zainteresowaliśmy się bliżej.
Czerwień
Pierwsza postać, której sylwetkę rozpoznaliśmy w małych ołtarzykach to Gauchito Gil. Po rozmowach z Argentyńczykami dowiedzieliśmy się, że nie trzeba być świętym, żeby ludzie regularnie oddawali ci cześć. Gauchito świętym na pewno nie był, choć ponoć cudu dokonał. Ten biedak, zanim zginął marnie, urodził się w XIX wieku w Corrientes. Zakochał się w pewnej wdowie, o którą zabiegał również miejscowy komisarz policji. Skoro podpadł w ten sposób ważnej osobie w wiosce, w tej sytuacji nie miał lepszego pomysłu niż zaciągnąć się do wojska, żeby uniknąć kłopotów. Walczył dzielnie w wojnie z Paragwajem, ale pod koniec walk wróg stał się częścią tego samego kraju. Gauchito został zwerbowany do Partii Autonomicznej, miał walczyć w wojnie domowej. Nie tolerował rozlewu krwi między braćmi, zatem postanowił uciec z wojska.
Dezercja była zbrodnią, więc był poszukiwany w celu zgładzenia. Gdy został schwytany i powieszony za piętę na drzewie, Gauchito miał powiedzieć żołnierzowi, który zamierzał go zabić, że gdy ten wróci do domu, zastanie swojego jedynego syna umierającego. Obietnica Gauchita była taka, że jeśli żolnierz zlituje się nad nim, syn również przeżyje. Tak się stało, że Gauchito nie wzruszył żołnierza swoimi przepowiedniami i skończył z poderżniętym gardłem. Gdy żołnierz już prawie zapomniał o Gauchito i wrócił do domu, zastał swoją żonę płacząca nad ciężko chorym synem. Żołnierz wrócił w miejsce, w którym zabił Gauchita, pogrzebał jego ciało i modlił się do niego o przebaczenie i przywrócenie zdrowia synowi. Gdy po kilku dniach wrócił, syn był zdrowy, a wielu ludzi dowiedziało się o cudzie.
Robin Hood
Żeby było zabawniej jest inna wersja wydarzeń. Gauchito Gil według niej był przywódcą szajki, która okradała bogatych i dawała biednym, zabijała każdego liberała, który stanął im na drodze. Doigrał się chłopak i został zgładzony przez grupę z Partii Liberalnej.
Gauchito jest patronem gauchos, chroni przed wszelkimi nieszczęściami. Pomaga we wszelkich trudnych przypadkach i kłopotach finansowych. Trzeba tylko uwierzyć i dokonać pewnych rytuałów.
Dlaczego czerwień?
Zawieszenie czerwonej chorągwi czy wstążki na drzewie lub patyku wbitym w ziemię to właśnie jeden z elementów, którego trzeba dopełnić po modlitwie do Gauchito. Żeby coś wymodlić u Gauchita, trzeba też coś obiecać i obietnicy dopełnić. Gauchito jest przedstawiany na tle czerwonego krzyża i z czerwoną bandaną na szyi. Dlaczego akurat kolor czerwony? Symbolizuje Partię Autonomiczną, do której został zwerbowany Gauchito.
Gauchito Gil, te pido, humildemente,se cumpla por tu intermedio el milagro que te pido; te prometo que cumpliré mi promesa y, ante Dios, te haré ver, y te brindaré mi fiel agradecimiento y demostración de Fe, en Dios, y en vos, Gauchito Gil. Amén
Wokół jego figury rozwieszane są czerwone wstążki i chorągiewki, a wewnątrz ołtarzyka umieszczane są drobne prezenty… butelki coli, czerwone wino, papierosy, wszystko, co Gauchito prawdopodobnie doceniłby.
Gauchito nie jest uznawany przez kościół katolicki, ale doczekał się sanktuarium w Mercedes, mieście w którym się urodził. Podobno co roku 8 stycznia, w dniu jego śmierci zjeżdżają się tam tysiące wyznawców jego kultu. Jesteśmy w stanie w to uwierzyć widząc w przydrożnych kapliczkach całkiem świeże podarki. Widzimy też często na drodze, że kierowcy przyczepiają czerwone wstążki do lusterek lub tablic rejestracyjnych. Wydaje sie, że kult tej postaci jest bardzo ożywiony.
Matka wodna
Kolejna historia jest związana z plastikowymi, prawie pełnymi butelkami, których dużo widzimy na poboczu. Okazuje się, że nie ma to nic wspólnego z ochroną lub brakiem ochrony środowiska. Tutaj będzie zaskoczenie, bo za tą stertą plastiku kryje się romantyczna historia. Difunta Correa a właściwie Deolinda Correa żyła w XIX wieku, prowadziła zgodne życie ze swoim cudownym mężem, z którym doczekała się syna. Niestety mąż został przymusowo wcielony do armii. Kobieta bała się, że uschnie z tęsknoty, postanowiła zabrać ze sobą maleńkiego syna i podążać za mężem przez argentyńskie pustkowia. W drogę wzięła zapasy żywności i wody, ale jak łatwo się domyślić szybko się skończyły. Kobieta położyła się w cieniu drzewa i zmarła z wyczerpania i pragnienia. Gdy w kolejnych dniach jej ciało zostało odnalezione przez pasterzy, w jej piersi wtulone było niemowlę ciagle ssące mleko. Pasterze zabrali dziecko, żeby się nim zaopiekować i pochowali matkę. To był pierwszy cud.
Dalszy ciąg historii wiąże się z tym, że pasterze czasem tracą swoje bydło. Pasterz, któremu się to przydarzyło modlił się przy grobie Difunty, i dzięki temu bydło zostało odnalezione. Wieść o cudownej mocy jest rozpowszechniana, a kolejni ludzie dziękują za pomoc i budują sanktuarium w Vallecito, kawałek drogi od San Juan, w którym odpoczywaliśmy kilka dni temu. Święta nieświęta, w każdym razie ludzie ciągle oddają jej cześć. Oprócz butelek z wodą, w kapliczkach możesz się przyjrzeć np. elementom uchronionych samochodów, albo zdjęciom dobrze prosperujących sklepów. Wszystko dzięki wstawiennictwu Difunty. Słyszeliśmy, że woda jest zostawiana, żeby ugasić pragnienie zmarłej. Również po to, by już nikt nie znalazł się w podobnej sytuacji, będąc w podróży przez nieprzystępne, suche tereny. Gdy będziesz w potrzebie możesz zabrać butelkę z wodą, ale powinieneś złożyć kolejną w innym miejscu, które będziesz mijał w dalszej drodze.
Na razie nie musieliśmy korzystać z zapasów gromadzonych przy kapliczkach. Nie wiem tylko czy gotowanie wystarczyłoby, żebyśmy zachowali zdrowie po wypiciu takiej wody.
Patron podróżników
Kapliczki San Expedito rozpoznajemy najczęściej z daleka po kolorze zielonym. To już ostatni z trzech bohaterow, których kult jest najbardziej widoczny, gdy przemierzamy drogi północnej Argentyny. Jako jedyny z trójki świętych jest naprawdę uznany świętym przez kościół katolicki. Uważany jest za patrona spraw pilnych i beznadziejnych, wojska, studentów i podróżujących. Bardzo mało wiadomo o jego życiu, nie pojawia się w aktualnym kalendarzu liturgicznym. Czczony w sposób zabobonny, co spotyka się ze sprzeciwem stolicy apostolskiej. Przymiotnik od łacińskiego expeditus oznacza wolny od przeszkód, gotowy do działania. No to już wiadomo dlaczego San Expedito doczekał się tylu kapliczek przydrożnych.
Jestem ciekawa czy my doczekamy się tutaj słodyczy “kości San Expedito”, które są popularne jesienią w Hiszpanii. Chętnie rozgryzłabym niejedna paczkę słodyczy po nakręceniu kolejnych kilometrów na rowerze. Nie potrafię jednak rozgryźć jak to jest, że Argentyńczycy chcą wierzyć i kultywować te historie. Może przyjdzie czas na zrozumienie.
14 komentarzy
Ciekawe.
Ciekawe historie… Ołtarzyk z zepsutej pralki O_O
Próbowaliście powąchać wodę z takiej butelki? Picia lepiej nie uskuteczniać… chyba że alternatywą jest podzielenie losu Difunty. Nie bez powodów na wodzie mineralnej lanej do PETów jest data ważności i napis „przechowywać w ciemnym i chłodnym miejscu”…
Nie próbowaliśmy wąchać 🙂 Pralka też nas rozbroiła. Zwykle wieziemy ze sobą tyle wody, żeby nie musieć czekać na kapliczki. Niestety ze względu na wagę, też używamy zwykłych butelek PET. Trudno, że słońce mocno operuje. Mamy nadzieję, że negatywne skutki z takiego zachowania przyjdą później niż z braku wody.
Szkoda, że okolice kapliczek Deolindy wyglądają jak wysypiska…
Ciekawa obserwacja, u nas już takich silnych kultów zabobonnych się nie spotyka.
Oj tam wysypiska, małe sanktuaria… Teraz od kilku dni mamy takie wiatrzysko, że pobocza są idealnie pozamiatane. Czasem tylko jakaś szmata zaczepi się na płocie czy drzewie. Podobno następny dzień bez wiatru będzie jak opuścimy Argentynę.
W Polsce kultów zabobonnych przy drodze nie widać, ale ciekawa jestem ile jeszcze osób zmienia kierunek marszu widząc czarnego kota. Takich gestów tutaj też nie wychwycimy niestety.
Argentyńczycy mają bardzo specyficzne poczucie estetyki… W swoich domach też mają takie kapliczki czy tylko w przestrzeni publicznej? 😉 Przy okazji czy wczoraj ktoś tam interesował się meczem siatkówki?
Nie widzieliśmy jeszcze kapliczek w tych kilku argentyńskich domach, w których byliśmy. Wydaje nam się jednak, że poczucie estetyki jest dużo bliższe polskiemu niż mogłoby się wydawać oceniając po tych przydrożnych cudach. Myślę, że IKEA świetnie dałaby sobie radę na tutejszym rynku.
W trakcie meczu siatkówki pchaliśmy rowery przez żwirowiska, nie wiemy co się działo przed telewizorami. Natomiast piłka nożna cieszy się ogromną popularnością. Wczoraj wszyscy wyszli na ulice po wygranej RiverPlate. Sami podrygiwaliśmy radośnie z tej okazji.
Bardzo ciekawe….z jednej strony zabawne a z drugiej intrygujące 😉 musicie przeprowadzić „dochodzenie” z czego to wynika! Przerażają mnie tylko te wszystkie butelki i mówiąc wprost….wysypiska śmieci 😉
Cały czas zajmujemy się tematem wiary w Ameryce Południowej. Zainspirował nas do tego pobyt w Paragwaju. Kiedyś może uzbierany informacji na szerszy temat. Główny powód jest prosty. Chrześcijaństwo jest tutaj z importu.
Zgadzam się, że to często śmietniska. Czasem co kilkanaście kilometrów, ale lepsze takie… no są też inne 🙁
Ciekawe, ciekawe, ciekawe; w tv o tym nie słyszałem, nie widziałem. Przybliżacie inne spojrzenie na ludzi, ich zwyczaje z tego na co dzień odległego kontynentu. W ogóle tak naprawdę jeżeli nie skierujemy specjalnie naszego zainteresowania na ten kontynent, to właściwie – bardzo niewiele o nim wiemy – może poza karnawałem w Rio. Świat jest piękny i różnorodny – super.
Dziękujemy za docenienie naszych wypocin. Chętniej będziemy dalej pisać.
Fajny wpis 🙂
(sorry za ewentualne błędy, dalej piszę lewą ręką :P)
Butelki z wodą to nie tylko atrybut związany z opisanym świętym. Argentyńczycy mają taki przesąd – nie wiem jak na prowincji, ale we większych miastach może uda Wam się zobaczyć butelki wody otaczające drzewa, zwłaszcza takie mniejsze, rosnące.
Ludzie tam wierzą, że gdy tak „zabezpieczy się drzewo” do lokalne psy nie będą się pod nim załatwiać 🙂
A jak następnym razem bedziecie kogoś odwiedzać to zapytajcie o przesąd o ptaku.
Jeśli wasz gospodasz widział w ciągu dnia ptaka lecącego bezpośrednio w kierunku swojego domu znaczy to że będzie miał gości jeszcze tego samego dnia 🙂
Mamy nadzieję, że z Twoją prawą ręką niedługo będzie lepiej.
Nie mieliśmy pojęcia o tym innym przeznaczeniu butelek. Nie zauważyliśmy w sumie tego jeszcze. Duże miasta, na przykład Mendoza, były idealnie wysprzątane w centrum, a w małych miejscowościach nie dało się tego zauważyć. Może to zwyczaj charakterystyczny dla jakiegoś regionu?
Spytamy o ptaki 🙂 Dzięki!
Pouczające, czekamy na więcej 🙂 brzmi całość dość egzotycznie 🙂