Pomyślałem sobie tak… Wybiorę się na spacer po mieście… Spotkam piękną Kolumbijkę z szerokim białym uśmiechem. – Dzień dobry, czy pozwoli Pani zaprosić się na kawę do tej kawiarnii? – spytam… No, a potem już gładko… Dowiem się jak nazywa się między innymi jej dentysta. Świetny sposób na znalezienie stomatologa w mieście, w którym nikogo nie znasz i trudno poznać rekomendację. Od prawie dwóch lat podróżowałem z żoną, więc zdecydowałem się tym pomysłem głośno nie podzielić.

Pereira to półmilionowe miasto, czterdzieści kilometrów od Salento. W planie mieliśmy zatrzymać się na kilka dni, by poddać moje uzębienie warsztatowi kolumbijskiej stomatologii. Być może czytając takie sformułowanie odnosisz wrażenie, że mam jakieś uprzedzenie co do rozwoju południowoamerykańskiej medycyny. To nieprawda i nawiążę do tego dalej. Kiedy od czasów zębów mlecznych zajmuje się Tobą ta sama Pani stomatolog, to na każdego innego dentystę patrzysz jak na praktykanta.

Dzięki jakimś dziwnym różnicom w kalkulacji cen udało nam się zatrzymać w sieciowym hotelu niedaleko centrum miasta. Pani w recepcji dziwnie się na nas patrzyła, gdy zaczęliśmy się pakować do środka z naszymi rowerami. Po jakimś czasie nawiązaliśmy nić porozumienia, a nasze rowery parkowały w jadalni. Nie nadwyrężając uprzejmości obsługi, tym razem nie zdecydowałem się serwisować rowerów.

Jeden z placów w mieście Pereira
Jeden z placów w mieście Pereira

Poszukiwania dentysty

Branża hotelarska chyba na złość rowerzystom zawsze daje białe ręczniki w pokoju. Możesz się skrzywić, ale za pierwszym razem doszorować się po prostu nie da. Chcąc zachować biel ręczników na dłużej, przy pierwszej kąpieli używamy naszych szmatek. Kiedy ja biorę prysznic, Gosia przegląda Google Maps. Okazuje się, że pierwszy dentysta jest 10 metrów od wejścia do hotelu, z drugiej strony niż nadjechaliśmy. Ma kilka dobrych opinii, nie odbiega od pozostałych. Idziemy…

W rejestracji jak wszędzie, te straszne śliskie fotele z syntetycznej skóry. Od razu wiesz, że jesteś u dentysty. Rejestratorka zbiera krótki wywiad, daje do wypełnienia formularz i idzie skonsultować się z dentystą. Po chwili dentysta prosi mnie do środka. Krótkie spojrzenie. – Musi Pan zrobić prześwietlenie – informuje i wypisuje skierowanie. – Proszę wrócić.

Znaleźć wskazany punkt wykonujący zdjęcia nie było łatwo, ponieważ na wskazanej ulicy było ich kilka, ale żaden nie pasował do nazwy na skierowaniu. – Czego szukasz? – zagadnął mnie uliczny sprzedawca. Pokazałem logo na skierowaniu. – Musisz iść do tego centrum handlowego i wjechać na czwarte piętro. Byłem mu bardzo wdzięczny, bo wcześniejsze pytania o drogę nie przyniosło skutku.

Kramik z prasą przy rynku
Kramik z prasą przy rynku

Ze zdjęciem pojawiałem się jeszcze tego samego dnia u pana dentysty na rogu. – To trzeba będzie leczyć kanałowo – powiedział zasmucony. – Dam Panu numer do bardzo dobrego specjalisty. Wyszliśmy smutni przed gabinet. Kanałówka wymagałaby przerwy w podróży. Mieliśmy zdjęcie i zapewnienie mojej koleżanki w Polsce, że mam silne zęby. Cóż, poszukajmy dalej.

Zaczęliśmy krążyć po mieście w poszukiwaniu kolejnych gabinetów. Połowa z nich okazałą się centrami promiennego uśmiechu. Taki był na przykład zaraz przy rynku. To pewnie tutaj skierowałaby mnie Pani ze spotkania przy kawie. Ja jednak nie potrzebowałem filmowych zębów, a kogoś kto zlepi uzębienie godne wiejskiego festynu. No i w końcu tak trochę przypadkiem trafiliśmy pod adres, w którym pan stomatolog kończył pracę z ostatnim pacjentem. – Nie jest tak źle. Zrobimy to, przyjdź jutro o 9 – powiedział patrząc na zdjęcie w sposób, który wzbudził nasze zaufanie.

Byłem tak zadowolony z wizyty, że wróciłem na kolejną. Po dwóch latach warto było coś zrobić, by w normalnym gabinecie zbliżyć się do filmowego uśmiechu. O tym może jednak opowiem jeśli uda się spotkać. Odebrałem odznakę „dzielny pacjent”, więc udaliśmy się świętować zwiększoną konsumpcją.

Jedna z galerii handlowych w Pereira
Jedna z galerii handlowych w Pereira

Kawa i luksus rowerzysty

Jako rowerzyści nie mieliśmy dużych potrzeb. Zwykle najbardziej cieszył nas w miarę czysty pokój z oknem na podwórko. Fajnie jak był jakiś stolik pod laptopa i wifi. Wtedy zwykle był też telewizor, ale ten mebel najczęściej wyłączaliśmy, by skorzystać z gniazdka. Drugim luksusem, na który sobie pozwalaliśmy była kawa. Zauważyliśmy, że pochłanialiśmy znacznie więcej tego napoju niż ludzie, których poznawaliśmy. No cóż każdy wydaje pieniądze na inne dobra.

W Kolumbii odwiedzenie prawdziwej kawiarnii jest dosyć trudne… Ehh prawdziwej… Dobrze, że żaden Kolumbijczyk tego nie przeczyta. W dużych miastach lub miasteczkach turystycznych znajdziesz kawiarnie z wielkim ekspresem ciśnieniowym takim jaki znasz z Europy. Masz wtedy szansę dobre przygotowany napar. To nazywam prawdziwą kawiarnią, choć może niesłusznie. W mniejszych kawiarniach lub piekarniach też znajdziesz dużą maszynę, która będzie pewnego rodzaju ekspresem, ale służy ono do przygotowania tinto, czyli kolumbijskiej kawy. Ta łączy ludzi i daje uśmiech, ale do smaku kawy jaką znamy ma bardzo daleko. Zwykle dodaje się do niej dużo paneli, czyli cukru trzcinowego, która czyni ten napój znośnym. To głównie jej słodycz czuć w czarnym ziemistym naparze.

Znajdziemy też kawiarnie, które przygotowują kawy na podstawie espresso, ale też metod alternatywnych. Ciekawe jest tu określenie alternatywne, ponieważ te wszystkie naczynia gdzieś się pojawiają jako sposoby parzenia kawy na zakurzonych półkach kawiarni w krajach Ameryki Południowej. Teraz tylko jakaś japońska lub amerykańska firma bierze taki pomysł, nadaje mu nazwę i tworzy z tego sposób „alternatywny”. Osobiście najbardziej podobało mi się emaliowane naczynie powszechne w Peru lub Ekwadorze, które moim zdaniem powinno stać się w swojej prostocie kolejnym alternatywnym hitem. Znów pozwoliłem sobie na dygresję…

Tutaj wypełnisz wniosek do urzędu
Tutaj wypełnisz wniosek do urzędu

Wracając do kawiarni. Warto zajrzeć szczególnie do tych mniejszych, z kilkoma stolikami. Jeśli zasmakuje Ci kawa, to postaraj się nawiązać kontakt z obsługą. Chętnie usłyszą dobre słowo na temat ich mieszanki, a być może okaże się, że paczkę tej kawy możesz kupić na miejscu. Cena powinna być poprawna. Właśnie zdobyłeś paczkę dobrej kawy. Nie musisz mi dziękować. Zdarzyło się nam, że po krótkiej rozmowie z właścicielem jednej z kawiarni, wysłał nas po paczkę kawy do… konkurencji. No cóż, sam kupował kawę w wielkich opakowaniach. I tu i tu kawa była bardzo dobra, a paczka wylądowała w naszej sakwie.

Dzięki dostępności dobrego ziarna i składanemu filtrowi do parzenia kawy naprawdę trudno nam było przygotować gorszą kawę niż w wielu miejscach w Polsce. Bardzo często smakowała tak dobrze jak tzw. kawy speciality z najlepszych kawiarni. A może to tylko nasze wrażenie z degustowania kawy w miejscu gdzie ona rośnie, jest dostępna na wyciągnięcie ręki?

Luksus i gacie

W Pereira po raz pierwszy odwiedziliśmy galerię handlową. Nawet dwie. Od dłuższego czasu świeciłem zieloną łatą w miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Łata zaczęła się przecierać… Moje spodenki wymagały wymiany, więc wybraliśmy się na zakupy. Cieszyło mnie, że wybieramy się na poszukiwania krótkich spodenek, bo wydawało się to prostsze gdy ma się ponad 190 cm wzrostu, czyli jakieś 25-30cm więcej niż średniego wzrostu mieszkaniec Ameryki Południowej… w Ameryce Południowej. Okazało się jednak, że prostsze nie znaczy proste.

Jeśli zastanawiałeś się jak czuje się człowiek, który z ciągnącej się od tysięcy kilometrów szutrowej drogi, wchodzi do galerii handlowej, to nie mam tu wiele do opowiadania. Owszem, następuje pewien element odrzucenia ze względu na konieczność przebywania w niekomfortowym miejscu, które nijak nie łączy się z tym czego doświadczasz od miesięcy w drodze. Tu nie chodzi nawet o filozofię, ale o sposób spędzania czasu.

Galerie handlowe wyglądają prawdopodobnie na całym świecie tak samo. Wszędzie są sklepy z chińszczyzną, chińszczyzną i chińszczyzną. Tylko z jakiegoś powodu w jednym sklepie kupisz koszulkę za pięć dolarów, w drugim za dwadzieścia, a w trzecim za sto. Podejrzewam, że łatwiej byłoby mi dziecku wytłumaczyć działanie kryptowalut niż świata mody, który w tych przestrzeniach staram się nam wmówić jak bardzo jest potrzebny. Różnica w tym chaosie sklepów pomiędzy Polską, a Kolumbią jest tylko taka, że w Polsce wiem gdzie się skierować by kupić swoje oczekiwania, w Kolumbii musiałem większość sklepów odwiedzić, podejść do wieszaka i je zweryfikować.

Ostatecznie skończyło się jak zwykle. Kupiłem markowe spodenki czołowej australijskiej marki, które oświetlone promieniami słońca czynią ze mnie gwiazdę Słonecznego Patrolu. W rzeczywistości, nie kupiłem spodenek rowerowych tylko plażowe. Nie australijskie, tylko chińskie. Nie markowe, tylko w jednym z tych sklepów co modę zmienia co tydzień. I nie Słoneczny Patrol, a sprzedawca ananasów.

Wyjazd z miasta

Przyznam, że dochodząc do tego miejsca stwierdziłem, że byłoby nieuczciwe zaczynać kolejny wątek rowerowej podróży. Taki postojowy wpis też świetnie obrazuje to o czym się się często przy okazji podróżniczych opowieści nie mówi, a jest ciekawym smaczkiem i elementem.

W czasach gdy oprócz własnego adresu wszyscy znamy już numer najbliższego paczkomatu, takie proste fakty z życia świata stają się interesujące dopiero gdy się gdzieś wybieramy. Wtem okazuje się, że buty w rozmiarze pięćdziesiąt można kupić w Paragwaju, przesyłkę DHL można odebrać w La Paz, a dentystę warto czasem odwiedzić w Pereira.

Autor

Na początku 2018 roku wypalił dziurę w ostatniej flanelowej koszuli. Stwierdził, że to dobry moment by na chwilę przerwać pracę programisty i spróbować innych pasji. Teraz jako podróżnik rowerowy, fotograf i blogger, chce nadać wartość każdemu z tych słów.

2 komentarze

  1. > „Kiedy od czasów zębów mlecznych zajmuje się Tobą ta sama Pani stomatolog, to na każdego innego dentystę patrzysz jak na praktykanta.”
    So true… Sam się o tym przekonałem kiedy dzwoniąc do swojej dentystki dwa lata temu usłyszałem „panie Michale, 3 miesiące temu przeszłam na emeryturę”…

    Poza tym coś tu mało zdjęć 🙁

    PS. obiecuję kiedyś w końcu doczytać pozostałe przegapione artykuły 😀

    • Michał Odpowiedz

      Takie było tych kilka dni, że mamy bardzo mało zdjęć. Sam się zdziwiłem, bo teoretycznie wyszedłem na fotospacer, ale chyba mieliśmy głowy zajęte czymś innym. W kolejnym wpisie powinna się już pojawić normalna ilość 😉

      „obiecuję kiedyś w końcu doczytać pozostałe przegapione artykuły 😀” – może wstrzymamy się z publikacją, żebyś miał czas nadgonić lekturę? Na razie dobrze nam idzie 😛

Napisz komentarz