Wykończony siedzę na ławce przed naszym pokojem. Temperatura po zachodzie słońca chyba już spadła poniżej 30 stopni. Popijam puszkę zimnego złotego napoju o pojemności 269 cm3 i przegryzam piasek między zębami. Cały dzień dostawaliśmy silnym wiatrem i pyłem w twarz. Tak dojechaliśmy do Filadelfii pośrodku Chaco.
Większość osób, które spotykaliśmy po drodze pukała się w głowę na wieść o tym, że planujemy jechać przez Chaco. Region owiany złą tajemnicą niedostępności i niebezpieczeństw jawił się jako szczególnego rodzaju autonomia, której nie warto odwiedzać.
Zaczyna się około 80 km za Asunción i będąc mieszkańcem Paragwaju są dwa powody, dla których pojawiasz się na Chaco. Zagoniła Cię tutaj praca lub po prostu się tutaj urodziłeś. Wiadomo, że nie ma tutaj wody, jest bardzo gorąco, osady są oddalone o wiele kilometrów, a cały region zamieszkują niebezpieczne dla człowieka zwierzęta. Jeśli trzy pierwsze powody miały nam nie zrobić krzywdy to dobrać się do skóry miały pająki, węże i pumy. Jak te wszystkie przeciwności sprawiają, że na Chaco żyją ludzie?
Zapewne ile ludzi, tyle historii. Podobnie jak nasz przejazd Ruta Transchaco był jednym z wielu, zdarzył się w konkretnych warunkach i porze roku. Zimą mieliśmy zaznać łagodniejszego klimatu miejsca. Pogoda była bardzo różnorodna. Czasem marzliśmy, a czasem przeciwnie.
Woda i upał
Przez większość czasu jest tutaj gorąco. Okresy ochłodzeń są rzadkie i krótkie. W takich okolicznościach woda jest wyzwaniem większym niż się wydaje. Życiodajny płyn zdobywa się na trzy sposoby: butelkowana woda mineralna, deszczówka zbierana do wielkich zbiorników przy domach lub po prostu kupuje dowożoną cysternami. Spore ilości wody można także pobrać z ziemi, ale zwykle służy ona do mycia lub celów gospodarczych. Woda pobierana z ziemi jest często zasolona i wszyscy odradzają nam nawet jej gotowanie. Jedynie w centrum Filadelfii usłyszeliśmy, że infrastruktura miejska pozwala wodę filtrować i spożywać.
W wysokich temperaturach nawet dobra woda nie ugasi pragnienia. Na każdej stacji benzynowej znajdują się punkty sprzedaży lodu, który ludzie przewożą w termosach. Wielkie lodówki zajmują zwykle tyle samo miejsca co dystrybutory paliwa. Możesz teraz zrozumieć naszą radość, kiedy żar leje się z nieba, a obok zatrzymuje się małą ciężarówka i pada pytanie – „Chcecie lód?”. Po chwili w nasze bidony są do połowy zasypane bryłami, a woda odzyskuje temperaturę. Chwilę wcześniej można by nią zalewać mate. Jeśli ktoś nas częstuje wodą to jest to zawsze płyn z lodówki lub z bryłą lodu w środku.
Możesz pomyśleć, że to w sumie oczywiste, że jeśli jest gorąco to będą problemy z wodą. Pewnie nie zdawałeś sobie jednak sprawy, że Chaco dzieli się na dolne i górne. My też nie. Tym bardziej, że nie ma to nic wspólnego z wysokością. W lecie, po porze deszczowej na dolnym ludzie walczą z powodziami, a na górnym z suszą. W jednym momencie, jeden region zmaga się z dwoma żywiołami. To jest Chaco, którego nie poznasz w stolicy.
Życie przy drodze
Podczas przejazdu Rutą Transchaco, znajdujemy dwa rodzaje zabudowań. Olbrzymia większość to płoty i bramy do kolejnych estancii, które zajmują się m.in. wypasem bydła. Olbrzymie dwuczłonowe ciężarówki przewożące bydło to połowa ruchu na trasie. Co kilkadziesiąt kilometrów przy drodze jest mała osada, a większe wsie to rzadkość. Najczęściej można tutaj trafić na sklep, małą jadłodajnię, wulkanizację i kilka zabudowań z małymi poletkami. Czasem jest też komisariat i stacja benzynowa. Wiosek ze szkołami, urzędami i inną infrastrukturą jest zaledwie kilka. Widocznie Transchaco tego nie potrzebuje.
Nie potrzebuje też Filadelfii, albo to ona jest inna niż Chaco. To wrażenie może być jednak mocno zachwiane przez moją percepcję i zmęczenie kiedy tam dotarliśmy. Wjeżdżając do miasta pierwszy raz musiałem przepychać rower przez zwały piachu na początku głównej drogi. W centrum mówi się głównie niemiecko-niderladzkim dialektem (Plautdietsch), znaki drogowe w języku naszego zachodniego sąsiada, a w apartamencie Airbnb chciał mnie ugościć Helmut. Halo, czy to America Latina?
Postaram się jakoś z tego wrażenia wytłumaczyć, bo za społecznością mennonitów stoi bardzo ciekawa historia. Przodkowie dotarli tutaj przez Rosję, Kanadę, USA i na Chaco byli pionierami w rozwoju tego regionu. W mieście jest kilka muzeów dokumentujących ten czas, a obsługa chętnie porozmawia po angielsku skoro niemieckiego dialektu nie znamy.
Ścisłe centrum wzdłuż głównej ulicy jest zorganizowane bardziej w amerykańskim stylu. Pod sklepami znajduje się miejsce na wielkie pick-up’y, motory i rowery… Po kilku tygodniach pobytu w Paragwaju widok pana na rowerze z dzieckiem w foteliku i motocyklistów w kaskach mocno nas zaskoczył. W sklepach znajdziemy Merci, czekoladki Lindt i kawę Segafredo. Halo, czy to Paragwaj? Teraz rozumiem dlaczego o. Tadeusz wspominał, że po prawdziwą pyszną kiełbasę to tylko do mennonitów. Niemcy to się w każdym miejscu świata po swojemu zorganizują…
„Kocham wszystko w Chaco!”
W Mariscal Estigarriba spotykamy Edgara. Przyjechał tutaj z zatłoczonych okolic Asunción, bo jest zauroczony ludźmi, przyrodą, klimatem miejsca. Prowadzi profil na Instagramie, gdzie kolekcjonuje zrobione przez siebie zdjęcia i nadsyłane przez innych mieszkańców z całego regionu. Pokazuje nam jadowitego pająka, którego sfotografował 5 metrów od biura administracji szpitala, w którym pracuje. Nie zabił go, nawet samochodem czeka, by wąż bezpiecznie przeszedł przez drogę. Czuć bijącą od niego pasję.
– Czy ukąszenie tego pająka jest śmiertelne?
– No… Dwie osoby zginęły…
Z Edgarem rozmawiamy po angielsku, może dlatego udało się tak dużo dowiedzieć. Chyba jednak większa zasługa była w tym, że chciał nas poznać i podzielić się swoją miłością do regionu. Mówi, że w Chaco w szpitalu pracuje się czasem grubo ponad grafik, bo tego wymaga sytuacja. Po pacjentów jedzie się czasem wiele godzin w głąb, by dowieźć ich do publicznego szpitala. Autobus, mobilny szpital przy którym rozstawiliśmy namiot, wyjeżdża czasem na tydzień świadcząc usługi podstawowej opieki w wioskach. Co ciekawe główny szpital publiczny nie jest w Filadelfii, tam jest prywatny. Szpital publiczny jest właśnie w Mariscal. Może więc nieprzypadkowo Edgar mówi, że to tam jest serce Chaco.
Mam tylko jedną prośbę. Przekażcie dalej, że ktokolwiek będzie chciał odwiedzić Chaco jest tutaj mile widziany
Na odchodnym rozmawiamy też trochę o różnicach pomiędzy Polską i Paragwajem. Zgadzamy się, że zmiany w ostatnich latach są lawinowe. Edgar ma internet mobilny w telefonie od 2012, a zakupów internetowych czy bankowości internetowej używa od około dwóch lat. Po cichu zastanawiam się jak będzie wyglądał Paragwaj za kolejnych kilka lat. Czy my jeszcze pamiętamy jak zmienił nasze życie powszechny dostęp do internetu?
Tajemnica
Długie kilometry i tony drutu to element, który pozostawił przed nami w tajemnicy to co najpiękniejsze w Chaco. Cała Ruta Transchaco jest ogrodzona z dwóch stron płotem. Wzdłuż płotu zwykle pas wysokich traw, krzaków i różnych gatunków drzew. To w pojedynczych wyłomach tego pasa znajdujemy to co w regionie najpiękniejsze, a czego z roweru zobaczyć nie możemy. Niestety, tym razem rower ma dyskusyjną przewagę nad samochodem.
Czasem za pojedynczymi drzewami lub w przerwach w zalesieniu widzimy wielkie zbiorniki wodne z olbrzymią ilością ptactwa. Różowe flamingi, czaple, ptaki brodzące, wielkie drapieżne, to tylko te które jesteśmy w stanie rozpoznać z daleka. Pojedyncze pancerniki, strusie Nandu i mrówkojady, skunksy są poza zasięgiem obiektywu w gęstej trawie, ale cieszą oko.
Tym samym nazwa drogi ma wiele wspólnego z tym co jesteśmy w stanie zobaczyć nie ruszając w głąb krainy. Może kiedyś podpytamy Edgara jak dostać się za płot, ponieważ wypchane zwierzęta w muzeum lub martwe sztuki potrącone przez samochody, wymazujemy z pamięci. Ta fauna i flora, którą udało się zobaczyć daje obietnicę bardzo bogatego przyrodniczo miejsca.
Chaco jest dla ludzi
Wjeżdżając na Chaco mieliśmy sporą wiedzę na temat tego, dlaczego nie powinno nas tam być. Nie rozjechały nas ciężarówki, a o dziwo szanowały nas bardzo. Wodę dostaliśmy prawie wszędzie, gdzie prosiliśmy i zawsze mieliśmy rezerwę. Węże na Chaco są, boa i bardzo jadowite grzechotniki, ale tutejszym latem. Aha, w Filadelfii wcale nie jest 3 razy drożej, da się przeżyć.
Często spotykamy na drodze ludzi, którzy widząc nasz środek transportu zdają się pukać w czoło nad sensem tego wysiłku. Kiedy dowiadują się, że my naprawdę jedziemy dalej w miejsce dalekie od ich oczekiwań, znajdują tylko negatywne konotacje dla tej destynacji. I jak się po hiszpańsku obronić skoro nawet w Polsce trudno wytłumaczyć tą drogę. A może to właśnie jest w tym wszystkim najważniejsze, że najpierw trzeba przejechać, by samemu zrozumieć…
20 komentarzy
Świetne zdjęcia… niedawno czegoś na tapetę szukałem… Nr 4 albo 27 się nada. Jak widać (i czytać), nawet w miejscach gdzie jest „nic”, zawsze jest „coś” 🙂 Nie było wieczorem problemów żeby zmyć ten wątpliwej jakości „makijaż”? Pozdro dla Boliwii!
Nadal szukamy jak ulepszyć warsztat foto w tych warunkach. Dzięki.
Na szczęście tego dnia spaliśmy przy bazie budowlańców, którzy pracują nad drogą. Zimny prysznic i ostatnie promienie słońca załatwiły sprawę 😀
Przepiękne zdjęcia! Te ptaki! 🙂 zazdrościmy oglądania takich piękności na żywo!
Najlepszy był skunks! Baliśmy się jednak blisko zatrzymać, żeby zrobić zdjęcie…
Super się czyta! Pięknie się ogląda 🙂
Fauna i flora robią wrażenie!
Fajnie, że pokazujecie też siebie w akcji. Ciekawe, że wasze sakwy nadal wyglądają na czyste po takiej trasie 😛
Chyba będę musiała przeczytać „Tomka w Gran Chaco” po latach… 😉
Coś mi się jednak wydaje, że „Tomek w Gran Chaco”nie jest o tym Chaco.. Tak czy inaczej Szklarskiego podziwiamy, za to, że napisał tyle książek przygodowych dla młodzieży, prawie nie wychodząc z domu. Dziękujemy za miłe słowa!
whatever… Tomek chce do Chaco! Przeczytam jeszcze jeden wpis i pieprzne tym wszystkim i jadę za Wami! 🙂
Może lepiej na przeciw 😉 Wtedy będziemy się mniej stresować. My tylko troszkę opowiadamy, ale gdybyśmy dali radę zainspirować 😉
No i ładnie się czyta 🙂 staranny tekst, staranne zdjęcia. Spoko! 🙂
Prezesie, zapisujemy z dumą ten komentarz w pamięci 🙂 Pozdrawiamy mocno!
Bardzo dobrze się czytało 🙂 i rzeczywiście, coś za czyste macie te sakwy 😉 fauna i flora robią wrażenie, zazdrościmy! powodzenia w dalszej drodze 🙂
Czyścimy sakwy przed każdym zdjęciem.
Bardzo cieszymy się, że w miarę na bieżąco dochodzą informacje, czytamy je z wielką przyjemnością i wzruszeniem. Mamy nadzieję, że pająki i pumy będą nadal zachowywały odległość. My też już wspominamy bardzo fajny wyjazd do Drezna. „Każde pokolenie ma własny czas”, Bardzo się cieszę z podjętego wyzwania – trzeba młodości, fantazji i determinacji żeby chłonąć piękno świata. Zdaję sobie sprawę, czasem trudno, czasem zimno, głodno, a potem łaał, jakie to cudowne, jedyne, niepowtarzalne. Niecierpliwie czekamy na kolejną odsłonę – wygodnie, w fotelu :(. Pan Edgar, jeden z niewielu, który rozumie, że każde stworzenie składa się na wielobarwny ciąg istnienia. Lepiej po prostu w miarę możliwości nie wchodzić sobie w drogę lecz podziwiać. Jedzcie dalej szczęśliwie – droga przed Wami 🙂 za zakrętem kolejny niezwykły dla Europejczyka widok, o którym mam nadzieję z Waszym poczuciem kolorytu i zmysłem obserwacji niebawem będziemy czytać, razem z Wami podziwiać.
Teraz my czytamy ze wzruszeniem tak bliski naszym odczuciom komentarz. Bardzo dziękujemy za tyle ciepłych słów i serca w tych słowach.
Staramy się nie stracić czujności i teraz przekazać tutaj co możliwe. Mamy nadzieję, że potem to będzie solidny fundament naszej opowieści.
Musicie tam mocno trzymać kciuki, że spotkamy nadal tyle otwartych dla nas osób. Ale nie ma lekko, musicie trzymać mocniej lub w więcej osób;)
Sam jestem ciekawy co pokażemy Wam dalej 😀
Drzewo butelkowe, to takie przy którym siedziala Gocha w parku? Zadziwienie! Jak Wy dajecie rade…tam jest tyle rzeczy, ktore by sie chcialo zabrac ze sobą, a miejsca w plecaku prawie nie ma:)
Tak, to drzewa butelkowe.
Mamy na to tylko jeden sposób. Zabierany wszystko na zdjęciach 😉 Niestety to też trochę ułomny nośnik, ale pomaga odnaleźć to co zostanie na zawsze w naszych głowach 😉
Może gdybyśmy byli dobrymi dźwiękowcami i filmowcami to byłoby jeszcze lepiej. Nie dowiemy się.
Dziś szalałem po miasteczku z aparatem. Fajne uczucie porobić kilka zdjęć w mieście, jak w domu 😉
Ziemia pełna tajemnic- dzięki za uchylenie rąbka! i nie miałam pojęcia, że jest coś takiego jak plaudietsch… Zdjęcia piękne, łatwiej sobie wyobrazić jak tam u Was! I nie mogę doczekać się relacji z Boliwii!
My też się uczymy tego wszystkiego na bieżąco. Na szczęście wszyscy chętnie odpowiadają na pytania i prostują to co gdzieś udało się wyczytać. Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko dobrze rozumiemy.
Dziękujemy za dobre słowo, ja też zastanawiam się co tam przeczytacie 😉
Te pająki i węże brzmią strasznie – poważnie żadnych nie spotkaliście?
Ja za Wami czy naprzeciw Wam nie wyjadę, bo trochę nie moja bajka. Dlatego tym bardziej bardzo się cieszę, że mogę śledzić Wasze podróże 😉
Pojedyńcze węże spotykaliśmy, ale najczęściej na asfalcie już rozjechane. Nic co by nam zagrażało. Po prostu szczęście i środki ostrożności nam sprzyjały 😀
Cieszymy się, że chcesz poznać naszą bajkę i być tutaj z nami. Postaramy się ją jak najbardziej przybliżyć jeśli pomożesz 😉