Zatrzymujemy się przed bramą jednej z działek kilka kilometrów za Puerto Natales. W środku prawdopodobnie czeka na nas gospodarz, u którego będziemy gościć kilka kolejnych dni. Wiemy, że Ricardo dzieli z nami część zainteresowań. Nie spodziewamy się, że to spotkanie namiesza nam w głowach tak bardzo, by przeprowadzić z nim wywiad.
Puerto Natales jest bazą wypadową do Parku Narodowego Torres del Paine, który jest na liście cudów świata. Władze parku ograniczają ruch turystyczny, by ten pozostał cudem dla kolejnych pokoleń. Turyści i tak w sezonie przejmują władzę nad małym miasteczkiem, a w takim klimacie trudno jest znaleźć otwartego gospodarza, który jest się gotowy podzielić swoim czasem, doświadczeniem i pasją. Ricardo był jednak wyjątkowy.
Pierwsza rozmowa trwała ponad sześć godzin, od popołudnia do późnego wieczora. Kolejne odbywały się przy śniadaniu i wieczorami przy kolacji. Ricardo miał akurat urlop, więc w ciągu dnia jeździł na treningi piłki nożnej lub rowerem górskim z kolegami. Olbrzymia wiedza historyczna, polityczna, społeczna i filozoficzna, zainteresowanie sportem oraz uśmiechnięte oblicze aktywnego żołnierza. Te kilka rzeczy sprawiło, że zmobilizowaliśmy się i staraliśmy się stanąć na wysokości zadania by przybliżyć Ci sylwetkę mieszkańca Puerto Natales. Zobacz co mówi człowiek z drugiej strony globu. Zapraszamy do rozmowy z Ricardo Andres.
Gosia i Michał: Mieszkasz w pięknym miejscu, w domu z dużymi oknami z widokiem na wodę i góry. Wielu może Ci zazdrościć.
Ricardo: Może… ale to, że tutaj jestem to nie jest przypadek, dar losu. Wszystko co przeżyłem zaprowadziło mnie do decyzji o zamieszkaniu tutaj. W tym momencie mojego życia to jest właśnie miejsce, w którym chcę być i cieszę się tym. Właściwie to była więcej niż jedna decyzja. Mogłem w którymś momencie zrobić coś inaczej i nie byłoby nas tutaj.
Życie jest ciągiem wielu decyzji. Mam poczucie, że to nie zawsze były perfekcyjne, ale są dobre dla mnie.
Jak znalazłeś to miejsce?
Śmieję się, że nie szukałem domu, dom mnie znalazł. Szukałem wcześniej w innych miejscach. Pewnego dnia wybrałem się z Ricardo, moim synem, który nosi to samo imię, na przejażdżkę i trafiliśmy tutaj. Nie było wtedy tego napisu, który jest teraz “Buena Vista” [Piękny widok]. Dojechaliśmy do końca drogi i musieliśmy zawrócić, bo ulica była jednokierunkowa. Wtedy zauważyłem naprawdę małą tabliczkę z informacją, że dom, w którym siedzimy, jest na sprzedaż. Zatrzymałem się, rozmawiałem z ludźmi, którzy tu akurat byli. Później mogłem wejść do środka. Spojrzałem przez to wielkie okno i pomyślałem “to jest tu”. Potem papiery i już po 5 miesiącach dom był mój. Ok, mój i banku, w którym miałem hipotekę. Nieważne.
Dom nie miał żadnych mebli, co mi się podobało. Prąd już jest, wcześniej był generator. Nadal nie mamy wodociągu. Staram się działać z resztą mieszkańców, żeby jak najszybciej podłączono wodę, ale to jest dużo załatwiania, chociaż zbiornik jest kilometr stąd.
(…) nie szukałem domu, dom mnie znalazł.
Dzieciaki też tu się dobrze czują. Często przyprowadzają kolegów, mogą się gonić w ogrodzie i jeść calafate, jeździć na rowerze.
Znałeś Patagonię zanim postanowiłeś tutaj zamieszkać na stałe?
Pochodzę z Santiago. Pomyślałem najpierw, że mogę pracować w Patagonii, której wówczas prawie nie znałem. Byłem w miejscach bardziej na północy, Lican Ray, Pucon, Villarica. To jednak zupełnie inne światy. Inna historia, ludzie, mentalność.
Puerto Natales nie jest wielkim miastem, teraz mieszka tu około 20000 ludzi. Gdy się wprowadzałem mieszkańców było może 16000, więc to nieduża różnica. W sezonie dużo turystów, ale ten temat mnie nie dotyczy, oni są w centrum.
Populacja tutaj zmienia się. Ludzie przyjeżdżają do pracy w przemyśle rybnym, turystyce, ewentualnie usługach użyteczności publicznej. Populacja się starzeje. Każdego roku jest mniej dzieci. Gdy wprowadzałem się kilkanaście lat temu było mnóstwo dzieciaków, a teraz w rodzinach jest mniej dzieci, jedno, dwójka, czasem wcale. Młodzi podróżują więcej. Łatwiej niż kiedyś wydostać się z Patagonii. Kiedyś oznaczało to wiele godzin, dni podróży, a teraz połączenia lotnicze są łatwiej dostępne. Młodzi nie chcą mieszkać w małym mieście i łatwiej im migrować. Fenomenem jest, że ci, którzy są urodzeni tutaj uciekają stąd, ale jest duża grupa ludzi takich jak ja “natalinos adoptados”, mieszkańcy z wyboru. Tutaj na ulicy Buena Vista jest około 70% ludzi z zewnątrz. Dzielnica powstała w ostatnich 20 latach.
Mówisz że to twoja decyzja, żeby żyć tutaj. Czy zawsze miałeś poczucie że masz wpływ na swoje życie? Jak to było z pracą? Sam pomyślałeś, że to dobry pomysł, czy ktoś podpowiedział, że wojsko będzie dla Ciebie dobrym miejscem?
Decyzje, które podejmuję wiążą się z tym jakich filozofów czytam… Jedna rzecz, która wpływa na wszystkie inne to czas. No, a tutaj w Puerto Natales mam dużo czasu. Do pracy pięć minut i dużo czasu na inne aktywności. Czas, który mam, pozwala mi się rozwijać jako osobie, obywatelowi, być człowiekiem w związku z naturą. Wiele razy miałem testy psychologiczne. Mówili wymień kilka kolorów. Niebieski, zielony, żółty, czerwony, brązowy. Moje oczy przez cały dzień patrzą na kolor niebieski… potem zielony. Tu w Patagonii to połączenie z naturą jest ścisłe. Są góry, morze – woda słona, ujścia rzek – woda słodka, miejsca do wspinaczki, mnóstwo miejsc do jazdy rowerem, las. No dobrze, dokładnie tutaj wokół domu akurat jest pampa, ale jeśli przemieścisz się kawałek, to są lasy magellańskie, a połączenie z nimi jest niesamowite, mają bardzo dobrą energię. Są naturalnymi środkami uspokajającymi. Próbuję to wszystko przekazać moim dzieciakom. Mogę próbować, bo nie żyję w mieście. Jeśli żyłbym w mieście z tą całą nowoczesnością i rozwojem nie byłbym w stanie robić tych rzeczy, które robię tutaj. Jestem wolny, zdrowy. Oczywiście nie mam wpływu na wystąpienie wielu chorób, ale w mieście, to akurat pewne, wiele objawów się nasila. W mieście czułbym się bardziej chory. To jest trochę bardziej skomplikowane, bo nie chodzi tylko o ciało.
Gdy jestem w innych (miejscach), które mi się podobają, szukam gór. Podświadomie podnoszę wzrok i szukam moich szczytów.
Skąd czerpię siłę? Wyobraź sobie jak tutaj jest. Wstajesz rano, otwierasz okno, oddychasz morskim powietrzem, patrzysz na kordylierę i to ładuje akumulatory. Uwielbiam moje miejsce. Gdy jestem w innych, które mi się podobają, szukam gór. Podświadomie podnoszę wzrok i szukam moich szczytów.
Jesteś bardzo aktywny fizycznie, czy to taki czas w Twoim życiu, czy stała cecha?
Myślę, że aktywność fizyczna jest stałym elementem w moim życiu. Nigdy nie chciałbym, żeby moje ciało ograniczało mój umysł. To jest smutne, że jest dużo ludzi, którzy nie mogą wejść na górę, nie mogą czegoś zrobić, bo są więzieni przez swoje ciała. Chciałbym jak najdłużej mieć ciało, które pozwoli mi robić rzeczy, na które mam ochotę. Jakikolwiek sport daje nadzieję, że to realny plan. Teraz gram w piłkę w drużynie, w której większość jest młodsza ode mnie. To daje moc. Ale każdy może uprawiać sport. Wszystko jedno czy rekreacyjnie, czy będzie brał udział w zawodach. Każdy sport ułatwia podróż. Życie jest podróżą. Ty decydujesz jakim samochodem jedziesz. BMW, Audi, Toyota czy auto, które się rozsypuje, a silnik gaśnie co kilka minut. Ciało jest pojazdem w którym podróżuje dusza.
Aktywność fizyczna nie jest jedyną rzeczą która Cię zajmuje. Piszesz książkę. Masz wiedzę i opinię na wiele interesujących tematów.
Książka, tak, pracuję nad tym. Chile jest bardzo młodym krajem. We wszystkich okresach były jakieś wygrane, ale popełniliśmy też błędy, które miały negatywny wpływ na historię naszego państwa, naród, obywateli. Niektóre fragmenty historii są znane, ale jako całość nie jest tak przejrzysta. Jako żołnierz nauczyłem się, że błędy trzeba analizować, to element skutecznej strategii. Moim celem jest opisanie historii Chile wraz z tymi wszystkimi błędami, niechlubnymi rzeczami, które się wydarzyły w trakcie 200 lat niepodległości. Nowa generacja musi mieć możliwość ich poznania, wraz z domniemanymi konsekwencjami. Jeśli widać rezultaty, mamy zdolność do rozpoznania naszych błędów i większe szanse nie popełniać ich ponownie. To jest problem ludzkości. Stopniowo zapominamy o pomyłkach (jakie zostały popełnione), bo nie mamy utrwalonej pamięci o nich w ogólnej świadomości. Znowu idziemy tą samą ścieżką prowadzącą do tych samych błędów, tych samych opłakanych konsekwencji. Bardzo chcę skończyć tą książkę, ale wymaga to jeszcze czasu. Jak wiecie, historia Chile nie jest jednorodna. Na północy wydarzyły się złe rzeczy, w centrum inne w innym czasie, a tutaj w Patagonii mamy jeszcze inną historię. Niestety w części uczestniczyło wojsko, co mnie bardzo dotyka. Nie powinni byli tego robić.
Życie jest podróżą. Ty decydujesz jakim samochodem jedziesz.
Na razie poświęciłem rok na czytanie, zbieranie materiałów i początek tworzenia. Na podróże w poszukiwaniu informacji. Byłem już na północy, teraz będę jeździł do centrum Chile. Oczywiście potrzebuje dobrego redaktora, który pomoże mi to wszystko ułożyć. Jeszcze go nie znalazłem, ale też dużo pracy samodzielnej przede mną.
Dla kogo piszesz książkę?
Odbiorcą mają być osoby, które chcą poznać część historii, o której nie wiedzą, bo nie mówi się o niej w szkołach. Zawsze świętujemy zwycięstwa, niechętnie mówimy o błędach. Tylko, że historia, która prowadzi do zwycięstwa, to nie są jedynie dobre decyzje, musimy mieć świadomość błędów, które wydarzyły się na długiej drodze prowadzącej do zwycięstwa. Na przykład 1919 rok, strajki i represjonowanie pracowników. I możesz teraz na mnie spojrzeć i zapytać czy to naprawdę tutaj się wydarzyło. To tylko 100 lat temu, świeża historia. Ale ten fakt nie jest utrwalony w ogólnej świadomości. Nie możemy dopuścić do podobnej sytuacji kolejny raz.
Co teraz czytasz?
Kilka rzeczy. Ostatnio miałem w ręce El Rey de la Patagonia. Pisarz zrobił mniej więcej coś takiego co ja chciałbym zrobić z moją książką, ale dotyczy to tylko regionu Magellanas, a ja mam ambicję przedstawić historię całego Chile. Książka traktuje o Hiszpanie, który zrobił fortunę w tym regionie. Porusza kwestię tubylców, rdzennych wiosek. Tytułowy król zrobił mnóstwo złych rzeczy, a przedstawiany był jako zwycięzca. W Patagonii wydarzyły się takie rzeczy, o których nie chce się mówić głośno. Przybyli tu kolonizatorzy i zniszczyli cywilizację, która trwała przez kilka tysięcy lat. Smutne. Wiadomo przecież, że jeśli masz łuk i strzały, to nie wygrasz z bronią palną. Kolonializm angielski. Oni analizują swoje błędy. My w rządzie Chile nie mamy przedstawicieli, którzy chcieliby analizować to, co się wydarzyło wiele lat temu. To nie jest na rękę politykom. Nazywamy się Chilijczykami, a wytępiliśmy prawie wszystkich rdzennych mieszkańców. Oni jeszcze istnieją, ale teraz nie mają w ogóle przedstawicielstwa w rządzie, więc nikt się poważnie nie zajmuje tematem, a to przecież ich ziemia. Rdzenni mieszkańcy zostali praktycznie eksterminowani ze wszystkich przestrzeni. Muszą się zorganizować. I to jest jedna z tych rzeczy, za które mogę się wstydzić, czuję niemoc gdy wiem, że wojskowi przykładali rękę do tej polityki.
Czy myślisz, że jest jakieś rozwiązanie? Bo teraz z rdzennych ludów pozostali właściwie tylko Mapuche?
Tak, Mapuche są silni, faktycznie są liczni. Stosunkowo liczni. Ale Mapuche mieszkali bardziej na północy, są częścią Araukanos. Tutaj byli Kawesquar, Selknam i inni. Mam informacje, że żyją jeszcze pojedynczy potomkowie tych ludów.
Moje dzieci nie uczą się o tym w szkole. Nawet w bibliotekach jest mało informacji. Można powiedzieć, że europejscy kolonizatorzy przybyli, żeby zobaczyć sobie jak żyją rdzenni mieszkańcy, ale na zasadzie takiej, jak chodzi się do zoo. Znałeś Karola Darwina z tej strony? Powiedzcie znajomym, żeby o tym poczytali, bo o tym też się nie mówi głośno. Na szczęście, w czasie kolonializmu, byli też marynarze, którzy nie dawali wiary w to, jak można tak traktować innych ludzi, nigdy nie używali przemocy.
Wybiegnijmy trochę na północ Chile. Iquiqe ma 4000 lat. Tutaj na południu miasteczka są młode. Puerto Natales, 108 lat. Bardzo świeża historia. Zatem nas to bardzo interesuje. Także to, co wydarzyło się złego. Okres wojskowej dyktatury. Wtedy zmieniano nazwy ulic, przepisy. Wszystko co można było zamazać, zostało zamazane. Pamięć o miejscach gdzie mieszkali rdzenni mieszkańcy przepadła. Ruchy robotnicze. Przebudzasz się, podnosisz wzrok i nie masz opcji. To jest smutna i trudna historia. Nie możemy ignorować takiej historii. Każda kolejna generacja musi wiedzieć co się wydarzyło. Wiem, że w takim skrócie jak teraz opowiadam możesz nie rozumieć wszystkiego, ale właśnie o to chodzi, że ta historia nie jest przejrzysta.
Skoro mówimy o młodych, Ty dużo wiesz jacy są teraz młodzi Chilijczycy, bo z nimi pracujesz, spędzasz wolny czas. Powiedz jakie dobre pozytywne zmiany widzisz w młodych w ostatnich dziesięciu latach.
To jest w sumie dobre pytanie. Łatwo jest powiedzieć to jest dobre, a to jest złe. Jest jednak duża przestrzeń pośrodku. Patrzę na Waszą podróż. Dla mnie to jest jak najbardziej normalne, ale na pewno nie jest zwyczajne. Dla wielu osób jesteście wariatami, wcale niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu.
Chilijczycy rozwijają swoją tolerancję, to na pewno. Są bardziej empatyczni, otwarci na innych. Wielu jest indywidualistów, ale kiedyś nie obchodziło ich to, co się dzieje z drugim, teraz chyba to się zmienia. Chcą być bardziej solidarni, działać razem. Są bardziej świadomi i szanują różnorodność ludzi. Ale z drugiej strony wynika to trochę ze strachu – co inni pomyślą o mnie. Na przykład sprawa imigrantów. Co inni powiedzą jak zobaczą, że ja nie chcę imigrantów? W sumie jednak jesteśmy bardziej wolni w tym kim jesteśmy. Nasza tożsamość narodowa definiuje się bardziej wyraźnie.
Z bardzo dobrych zmian widzę stosunek do Mapuchy. Wcześniej był dla nich straszny okres, a teraz Chilijczycy chcą się uczyć od Mapuchy, którzy mają piękną filozofię życia. Widzimy jak Mapuche z szacunkiem traktują ziemię. Kochają ziemię. Nie niszczą jej. Wiedzą, że natura potrzebuje czasu, żeby się odbudować. Nie eksploatują nadmiernie. Są jej wdzięczni. Natura jest ich bogiem. Teraz jest tak duże zainteresowanie tym co mówią Mapuche, że powstają nawet szpitale, gdzie używa się ich naturalnych metod leczenia. Na szczęście przebudziliśmy się z tego złego okresu, kiedy źle traktowaliśmy Mapuchy. W większości przypadków jest lepiej.
Dobre też są zmiany ekonomiczne, ale musimy poczekać, połączyć je z rozwojem wsparcia społeczeństwa, edukacją. Młodzi chcą się uczyć. Mamy bardzo dobre zasoby, ale jeszcze niezbyt dobrze z nich korzystamy. Jest dobrze, ale ciągle są rzeczy, które możemy poprawić. Troszkę przeszkadza mi myśl, że wcześniej byliśmy krajem, który nie miał tylu zasobów, ale lepiej je wykorzystywał. W czasie dyktatury wojskowej były rzeczy czarne albo białe. Ale po 2000 roku dużo się zmieniło. Mamy bardzo młodą demokrację i myślę, że dopiero teraz Chile zaczyna ją rozumieć. Jesteśmy synami dyktatury. Ja też urodziłem się w czasie dyktatury, nie chciałem mieć nic wspólnego z polityką.
Pracujesz tu w Puerto Natales i za granicą…
Chile należy do ONZ. Dlatego mamy różne misje pokojowe, stabilizacyjne i wojskowe. To jest dla mnie dobre, żeby mieć spojrzenie i większe doświadczenie operatywne, widzieć inne realia, pracować wspólnie z innymi jednostkami. To świetne rzeczy dla żołnierza. Dobrą rzeczą jest uczestniczenie w operacjach pokojowych, czymś zupełnie innym niż operacje wojenne. Chodzi o to, żeby pomóc ludziom, co jest moim zdaniem konceptem którego powinno się trzymać nowoczesne wojsko. Muszę mieć świadomość, że nie jesteśmy pojedynczym krajem, pamiętać o koalicjach, tworzyć wspólnie rzeczy dobre, zapobiegać konfliktom.
Co chciałbyś przekazać innym?
Entuzjazm. To jest ta rzecz która wpływa na innych. Wasza podróż taka jest. Czujecie entuzjazm i ekstrapolujecie go na innych. Patrz, naprawdę ze wszystkim możesz to zrobić. Życie nie jest po to, żeby tylko jeść, trzeba mieć jakiś pomysł. Wy tak zrobiliście. Był pomysł, potem się bardziej skonkretyzował i teraz jesteście w podróży, możecie rozmawiać z ludźmi daleko od Waszego kraju. To życiowe doświadczenie, które będziecie mieli możecie przekazać w każdej relacji, w której się znajdziecie.
Ja chcę przekazać życiowy entuzjazm. Wy to chyba rozumiecie. Nie chcę skończyć jak w tym zdaniu filozofa, którego nazwiska teraz nie pamiętam –Urodzić się nie chciał, nie wie jak żyć, ale nie chce umrzeć.
To co robimy przenosimy na inne osoby. Jeśli zainspirujesz jedną osobę to jest kawał dobrej roboty.
Dla osób o mocniejszych nerwach jest oficjalny wideoklip – La Beriso – No Me Olvides
14 komentarzy
Świetny wywiad! Sam temat roli wojska w Chile jest bardzo interesujący. Zdarzyło mi się rozmawiać z byłym wojskowym, starszym już człowiekiem, i on ewidentnie dobrze nie wspominał pobytu w wojsku. Między słowami zrozumiałam, że chodziło o czas dyktatury i ówczesnej roli wojska. Ciekawa jestem jaki jest aktualny stosunek Chilijczyków do armii.
Cześć, bardzo dziękujemy. Nie znamy zdania całej populacji, ale gdyby wszyscy byli tak otwarci i zaangażowani jak Ricardo to na pewno byłoby lepiej i możnaby rozwiać wiele problemów.
Fajny wywiad, ciekawy człowiek. Dobrze że wpadliście na pomysł żeby takie rozmowy zredagować i opublikować 🙂
Cieszymy się, że pomysł na nową formę się spodobał. Myślimy o kontynuacji.
świetnie się czyta. Dobry pomysł, żebyśmy poznali trochę Waszych nowych znajomych! w końcu w podróżach chodzi o spotkanie…dzięki za ten tekst!
Szkoda, że nie możemy przedstawić/przepytać wszystkich. Trochę czasu to jednak zajmuje b zanim posuniemy mikrofon 😉
Bardzo ciekawy wywiad. Dobrze się to czyta i ciszy mnie, że spotykacie takich interesujących ludzi na swojej drodze. I macie okazję w ramach tych artykułów wywiadów poćwiczyć trochę fotografii portretowej/ fotografii ludzi, chociaż ja i tak będę fanką waszych krajobrazów…
Nie wiemy jak trafiamy na tych ludzi, ale może klucz jest całkiem prostu. Jak mamy więcej czasu to i na rozmowę znajdzie się miejsce. Mimo wszystko portrety będziemy ćwiczyć, choć nie zaniedbamy krajobrazu 😉
Świetne po prostu Daje do myślenia. Zwłaszcza świadomość pokładów historii. Nie jesteśmy najmądrzejsi.
Przed nami byli inni i nie jedno robili świetnie. Często nie jesteśmy w stanie odtworzyć tych umiejętności.
Niby mamy większą różnorodność a zatracamy osobowość. Całe życie człowiek się uczy. 🙂
Chyba najważniejsze w tym wszystkim by w końcu wyciągnąć wnioski. Historia Ameryki Południowej jest trudna i warto się tu uderzyć w piersi. Najgorsze gdy tylko staramy się zapomnieć, że coś było źle.
Bomba świetny i mądry wywiad. Otwartości szlaku w dalszej podróży, pozdrowinia z IP ZSM 😊
Bardzo dziękujemy za motywujący komentarz! Mamy nadzieję, że kolejne też zatrzymają uwagę. Życzymy spokojnych godzin na IP!
Piękny wywiad. Dzięki za podzielenie się tą niezwykłą rozmową. Najbardziej ucieszył mnie wątek o zmianie w nastawieniu do Mapuchy. O tym, że ludzie zaczynają widzieć wartość w starych tradycjach i dostrzegają jak ważne i cenne jest życie blisko natury.
Mapuche są silni. Też nas cieszy, że prawdopodobnie coś się zmienia na lepsze. Po kilku obserwacjach i rozmowach, także z potomkami Mapuchy mamy wątpliwości czy jest aż tak dobrze. Z Selknam i Kawesquar niestety już nie będzie okazji porozmawiać.