Przygotowując się do wyjazdu do Ameryki Południowej zaznaczyliśmy na mapie wiele punktów. Zależało nam na spotkaniu polskich misjonarzy. To miała być świetna okazja by w ojczystym języku otrzymać wsparcie duchowe, ale też solidne źródło informacji o danej kulturze. Tak trafiliśmy na miasteczko Guarambaré.

Guarambaré leży około 30 km od Asunción, stolicy Paragwaju. W zadbanym centrum miasteczka jest kościół, którym opiekują się Franciszkanie. Dokładnie to trzech ojców z Polski: Marek, Marek i Tadeusz.
Kilka miesięcy przed naszym przyjazdem spróbowaliśmy się skontaktować mejlowo z o. Tadeuszem i okazało się, że spotkanie jest możliwe. Byliśmy pewni, że jeśli misjonarz pisze regularnie bardzo przystępnego bloga, nie ograniczając się w wyborze tematów, na pewno będzie miał sporą wiedzę, którą być może zechce się podzielić.


Pierwszy raz spotkaliśmy się jakieś 50 km przed Guarambaré. Zatrzymaliśmy się akurat w najbliższej „gomerii”, żeby naprawić szkody, po tym jak najechałam na kawał żelastwa, który zakleszczył się na oponie. Franciszkanin wyjechał w naszym kierunku, żeby sprawdzić czy nas wypatrzy gdzieś w trasie. Po spotkaniu w drodze, mimo wcześniejszych przygód, z radością jechaliśmy aż do zmierzchu.




Zdążyliśmy na wieczorną mszę, na której czuliśmy się jakbyśmy trafili we właściwe miejsce, a jednocześnie widzieliśmy różnice w trakcie ceremonii. W końcowych ogłoszeniach nagle po hiszpańsku padają nasze imona i cały kościół klaszcze na przywitanie dwóch gringo. Myślę, że podobnych oklasków w kościele, mogę doczekać się jak dożyjemy 50 rocznicy ślubu. Przed kościołem podbiegły do nas trzy siostry z Polski, które również prowadzą misję na przedmieściach miasteczka. Niespodzianki tego dnia nie miały końca.

Codzienność
Msza jest codziennie wieczorem… to nie tak, że ludzie rano śpią. Życie zaczyna się tutaj dosyć wcześnie, trzeba zrobić dużo zanim słońce zacznie grzać niemiłosiernie. Słońce… wysokie temperatury… nie w tym miesiącu. Tak wspaniale trafiliśmy z porą roku w Paragwaju, że dzięki pogodzie, którą w ostatnich dniach można porównać do polskiej listopadowej, mieliśmy czas na zadawanie pytań i odpoczynek.
Nasze małe obserwacje, które poczyniliśmy po drodze do Guarambaré, mogliśmy porównać z wiedzą i obserwacjami ojców. Ojciec Marek jest tutaj już 5 lat, a o. Tadeusz od ponad roku. Obydwaj mówią, że to mało czasu. Cóż powiedzieć jeśli my w Paragwaju jesteśmy zaledwie kilka tygodni.
Kościół
Młodzi, mniej młodzi, wszyscy. Tutaj w trakcie mszy zobaczysz wokół ołtarza więcej niż dwóch ministrantów i kościelnego. Na każdej mszy w tygodniu jest grupka osób, która głośno śpiewa, gra na gitarach czy klawiszach. Melodie wydawały się nieznane, tempo szybkie, wesołe. Czytania czytają parafianie, dary przynoszą do ołtarza kolejne osoby. Jest tutaj więcej ministrantek niż ministrantów. Istnieje wiele grup parafialnych, które są organizowane przez samych wiernych. Co ciekawe katechizacja też przebiega dość dynamicznie, a katecheci są w wieku zbliżonym do tych, których uczą. Nie trzeba być idealnym katolikiem, żeby brać udział w życiu parafii. Każdy daje od siebie co potrafi. Ksiądz pełni rolę przewodnika, a nie organizatora, który zajmuje się kolejnymi inicjatywami.
Padło stwierdzenie, że być może w Polsce jest mniejsze zaangażowanie przez masowość. A może ludzie w Polsce nie czują, że mają na coś wpływ. A może to tutaj jest tak dużo aktywnych parafian, bo polscy misjonarze od wielu lat dobrze dbają o to miejsce.



Miejsce
Franciszkanie opiekują się kościołem, który znajduje się na głównym placu miasta i kilkunastoma kaplicami, w których odbywają się msze zgodnie z ustalonym grafikiem. Przybyliśmy i do takiej kaplicy na mszę. Tutaj to dopiero był klimat. Na zewnątrz zimno i pochmurno, zanosi się na deszcz. W środku skromne wnętrze, krzesła plastikowe, można szybko poskładać i rozłożyć. Trzy gitary, grupka młodych ludzi grała i śpiewała najlepiej jak umiała. Spośród około dwudziestu osób, które pojawiły się na mszy, znów wyłoniły się osoby, który zajęły się czytaniami, ogłoszeniami, wszystkim co trzeba. Ksiądz w tym miejscu może sobie pozwolić na zupełnie bezpośredni kontakt z wiernymi w czasie kazania, zada pytanie, pozwoli skierować pytanie do siebie. A może to znowu chodzi o osobę ojca Tadeusza, który po prostu potrafi porozmawiać z każdym człowiekiem.

Obyczajowość, a pobożność
My widzimy mieszkańców Paragwaju wyłącznie jako wspaniałych ludzi, którzy uśmiechają się do nas i pomagają. W wielu domach ludzie budują ołtarzyki, przy których można wspólnie uklęknąć i się pomodlić. Nie tylko można, ale podobno jest to na porządku dziennym. Bez znaczenia jest to, że jeszcze przed chwilą robiło się coś zdrożnego. Bez znaczenia jest to, że lepiej mieć broń w domu niż jej nie mieć. Nie ma tutaj patosu. Pobożność miesza się z codziennością…. apteka pod wezwaniem świętej Rity, wulkanizator Jezus, mięsny Józef i Maria…

Nie chcę jednak żebyś pozostał z wrażeniem, że Paragwajczycy podchodzą do wiary z pobłażliwością. Niedawno, pod koniec czerwca, została uznana błogosławioną pierwsza Paragwajka. Chętnych do udziału w ceremonii było tak dużo, że połowa nie zmieściła się i pozostała poza stadionem, na którym odbywały się uroczystości. Kilkunastometrowy obraz błogosławionej Chiquitunga został zrobiony z „przemodlonych” różańców.
Skoro tutaj wiara jest tak żywa, to dlaczego nie ma księży?
Nie wiemy. Ustaliliśmy dwa możliwe powody, które wydają nam się logiczne. Pierwsza kwestia to historia kraju i Ameryki Południowej. Być może, jest trochę tak, że ludzie tutaj przywykli, że ksiądz „przyjeżdża”. Druga kwestia to rodzina. Posiadanie potomstwa jest dla Paragwajczyka bardzo ważne. Społeczeństwo Paragwaju jest młode, średnia wieku to niecałe 30 lat. To widać. My często jesteśmy pytani o nasze rodziny.
Podobno matka jest w stanie spytać swojego syna, kiedy w końcu będzie miał jakieś dzieci, nawet jeśli ten syn ma za sobą 15 lat życia w zakonie. A jeśli już piszę o 15 latach… to jest jeszcze takie ciekawe zjawisko w Ameryce Łacińskiej jak fiesta de quince años.
Quinceañera
Impreza dotyczy głównie dziewcząt, które nazywamy wówczas quinceañera. Dzień 15 urodzin jest datą symboliczną, w której po raz pierwszy można wystroić się w szałową kieckę (wszystkie style dozwolone), buty na obcasie, można zrobić pełny makijaż. Świętowanie przejścia z dziecięctwa w bycie młodą panienką zaczyna się od mszy, a potem jest impreza dla licznej rodziny i przyjaciół. Jak się trafi, to tatuś może z tej okazji podarować kluczyki do nowego samochodu.
Wyskok w kierunku Asunción
Guarambaré znajduje się około 30 km od stolicy państwa. Ojciec Tadeusz pyta nas czy chcemy tam pojechać „…bo wiecie, tam nic nie ma… i wszystko jest…”.

W Asunción widzimy zbyt wyraźnie ścierające się bogactwo i biedę. Jest budynek parlamentu, który płonął w ubiegłym roku i nadal brakuje szyb. Między katedrą i parlamentem właśnie rozrasta się dzielnica biedy. Domki z dykty, między nimi pomniki. Pranie suszy się rozwieszone między chatkami, anteny satelitarne są dobrze umocowane, dzieciaki chodzą tutaj całkiem czyste. Nie wygląda to jakby miało zniknąć za dwa tygodnie. Nasuwa się pytanie, którym to politykom zależy, żeby było widać paragwajską biedę na każdej relacji telewizyjnej spod parlamentu.
Dwie ulice dalej są kawiarnie w nowoczesnym stylu, miejsca gdzie odkryjesz bogactwo tutejszej kuchni. Spacer tutaj urozmaicają świetne murale. Nad rzeką Paragwaj rozrasta się nowoczesna część miasta. Idź dalej to znajdziesz modne ciuchy i samochód każdej marki.

Ojciec Tadeusz , który ma za sobą ponad rok pracy w Guarambaré, mówi, że prawdopodobnie w pierwszym roku na misji jest najwięcej zaskoczeń. (jednocześnie cały czas nas uspokaja, że jest tutaj dopiero rok i jego obserwacje mogą być niepełne. My też chcielibyśmy uczulić, że opisujemy tylko nasze wrażenia, ulotne chwile. Nie chcielibyśmy, by te kilka akapitów służyło jednoznacznej ocenie lub wyrobieniu zdania. Jest tutaj inaczej, ciekawie. Te kilka dni z ojcami Tadeuszem i Markiem było dla nas bardzo wzbogacające. Życzymy, żeby dobrych wrażeń było jak najwięcej.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy!
26 komentarzy
Sporo duchowości się wkrada pomiędzy kolejne wątki tej podróży. Nie ważne z której perspektywy do tego podejść to dość istotny aspekt każdej podróży, zwłaszcza tak długiej. Ciekaw jestem co jeszcze, prócz wspomnień z niej przywieziecie.
Może paragwajskie piwerko na pamiątkę? ;>
Nie ma o czym mówić… Musi być po prostu zimne.
Nam się bardzo trudno do tego odnieść. Jesteśmy poza domem ponad miesiąc, przynajmniej tak pokazuje kalendarz, a przed nami jeszcze tysiące kilometrów. Może się wydarzyć tak dużo różnych rzeczy, ciężko przewidzieć jakikolwiek finał. Notujemy, rejestrujemy i mamy nadzieję, że przywieziemy przede wszystkim uśmiech 😉
U nas też powinny być takie papugi do karmienia przy kościele albo klasztorze! Ładne zdjęcia, chcemy więcej 🙂
U nas są gołębie 🙂 Może jeszcze jakieś zdjęcia zrobimy.
Każda sytuacja, każde tu i teraz czegoś uczy. Pozwala zauważyć różnorodność ścieżek do wyboru, do zrozumienia. Cieszymy się bardzo z Waszych przemyśleń. Ta droga, jak rozumiem coraz bardziej jest wysiłkiem nie tylko poznawczym krajobraz, flora, fauna. Jednak najważniejsze jest spotkanie z drugim człowiekiem. Intrygujący artykuł. Zastanawia mnie jak podzieliliście role w parlamencie 🙂
Ta droga zapewne mocno oprze się na drugim człowieku. W tak długiej podróży jesteśmy po prostu skazani na lokalne społeczności ich otwartość. Jeśli dojedziemy do końca szczęśliwie, to m.in. dlatego, że uda nam się spotkać odpowiednich ludzi. Tego nam najlepiej życzyć. Tylko dobrych ludzi po drodze 😉
Świetny tekst, Gosia, nie da się oderwać 😉 zgodziłabym się z przemyśleniami dotyczącymi krajowych kościołów. cudowne zdjęcia – czyja zasługa? Michała?
Ciekawy jestem co by było gdyby proboszcz ogłosił, że tą lub tamtą kaplicę przejmują parafianie, a on tylko mszę przychodzi odprawić. No było by chyba poruszenie 😉
Staram się, ale zapraszam do innych wpisów tam chyba jednak zdjęciowo było ciekawiej 😉
Świetny tekst. Podoba mi się jak balansujecie ilość słowa i obrazu. Ciekawym też kolejnego wpisu o drodze którą właśnie zasuwacie… bo na mapie nie wygląda to jakoś specjalnie intrygująco… 😉 Pozdro!
Dobrze słyszeć takie komentarze zwrotne, bo my sami ciągle się zastanawiamy o czym bardziej napisać, a co zostawić. Dlatego komentarze do tekstu nakierują nas w przyszłości;)
Hmm, co do drogi, która ukończyliśmy… trudno było by zorganizować tu wakacje, ale kraina jest fascynująca. Mnie się to trochę z Australią skojarzyło.
Zaglądam na Waszą lokalizację i coś za szybko uciekacie z Paragwaju 🙂 Powodzenia! Dobrych spotkań, dobrych ludzi, pięknej przygody!
Zdecydowanie za szybko, ale cóż tak jakoś droga prowadziła. Sam jestem ciekawy czy gdzieś jeszcze będziemy mieli tyle spotkań i wymiany pozytywnej energii co tu w zaledwie miesiąc.
Przed nami olbrzymie odległości, mam nadzieję, że ludzie będą się do nas uśmiechać, bo my z Paragwaju zabierany uśmiech.
Jeszcze chwilę temu ten artykuł, a teraz ekspresowo znaleźliście się w Boliwii : ) Fajny tekst, czekamy na relację z kolejnego kraju ; )
Teraz będzie pod górkę i ekspresowo będziemy zwiększać liczbę przerw w podróży.
Zgadzam się z opinią wyrażoną w pierwszym komentarzu. Niesamowite ale w typowym blogu podróżniczym, jakich setki są dostępne w necie, Wam od początku udaje się przekazać jakieś niemal transcedentalne odczucia typu nastrój chwili, klimat itp. A do tego wszystkiego promieniejąca autentyczną radością twąrz Gosi i przecudne fotki, uzależniłem się 😊 , tak trzymać
Bardzo, bardzo miło nam się czyta takie słowa. Cieszymy się, że przy tak szerokim wyborze w sieci możemy zachować cześć uwagi u nas, choć wyzwanie spore😀 Mamy nadzieję, że ciągle będziemy w stanie przekazać jakiś świeży obraz, a wraz z Waszą dyskusją to będzie fantastyczna pamiątka po powtrocie. Działamy dalej, dzięki
Ty to masz fajnie. A ja się qrde męczę żby mi gaz podlączyli 🙁
My mamy paliwo pod ramą, ale to czasem za mało by rozpalić kuchenkę gdy rano jest -2C. Trzeba trochę potruchtać i w końcu jest woda na śniadanie. Witaj w naszej kuchni 😉
Jako to -2C ? W tropikach jesteś przecież.
Tu jest zima;) W słońcu dość ciepło, ale nocą na wysokości 2400 bywa chłodno. W sumie zwykle wysokość kształtuje temperaturę bardziej niż pory roku.
(Pisze oczywiście już o przejeździe przez Boliwię. W Paragwaju kilkakrotnie spaliśmy po prostu na matach i było za gorąco)
Piszcie jak najwiecej. Dobrze się czyta! Pozdrówcie Boliwię.
Wielkie dzięki za te słowa. Będziemy próbować dalej. Boliwię oczywiście pozdrowimy i z Boliwii pozdrawiamy 😀
życzę powodzenia w dalszych podróżach a szczególnie pogody hej
Wielkie dzięki! Przekonaliśmy się, że jeszcze ważniejsze od pogody jest spotykanie tylko dobrych ludzi 😉
Hej!