Przeciskamy się z rowerami przez wąski parking. Obok jest ciąg małych restauracyjek serwujących potrawy z ryb i owoców morza. Z kilkudziesięciu metrów słyszymy pokrzykiwania turystów i szczekanie psów. Ktoś staje na kontenerze i wyrzuca do wody odpadki. Zaraz wszystko się wyjaśni.

Zajmujemy swoje miejsce przy barierce i patrzymy w dół na kilka lwów morskich. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy tych ssaków tak blisko, choć mówiąc szczerze trudno uznać to miejsce za naturalne środowisko. Właściciele restauracji co jakiś czas przychodzą na brzeg, by ku uciesze turystów zrzucić do wody to, czego nie wykorzystali w kuchni. Zwiedzający zatrzymają się na obiad lub deser. Interes się kręci. Sielankę trochę psuje widok bezpańskich psów wyciągających ze śmietników to, co nie wpadło do wody. Te mniej głodne, szczekają nieustannie na lwy morskie pływające w pobliżu. Komiczny obrazek, bo w bezpośrednim starciu nie mają szans.

Kawałek przemysłowego nadbrzeża Puerto Montt
Kawałek przemysłowego nadbrzeża Puerto Montt
Lwy morskie żywią się tutaj tym co rzucą restauratorzy
Lwy morskie żywią się tutaj tym co rzucą restauratorzy

Tak znaleźliśmy się w Puerto Montt, ważnym ośrodku przemysłowym w tej części Chile. Według niektórych, to tutaj zaczyna się Carretera Austral, a przynajmniej rozpoczyna się tu droga numer 7 i podróż na południe większości rowerzystów. Przejeżdżamy przez miasto szybko, bez większych emocji. Wcześniej planowaliśmy kupić tutaj części rowerowe, ale właściciel kempingu w Ancud wybił nam to z głowy. – W Puerto Montt sprzedają tylko całe rowery. Po części jeżdżę do Puerto Varas – tak tłumaczył. Czasem chce się wierzyć w najbardziej pokrętne teorie, choć brzmią mniej więcej jak: „W Krakowie kupisz tylko cały rower, po szprychy musisz jechać do Zakopanego”.

Na kilka dni zatrzymujemy się w tutejszym Zakopanem, choć od „Krupówek” mieszkamy daleko. Kilka razy odwiedzamy centrum Puerto Varas. Zatrzymujemy się w supermarkecie, szukamy mitycznych części i przyglądamy się, gdzie można wydać pieniądze. Jak na turystyczną miejscowość przystało, pamiątki można kupić łatwo, ale oferta części rowerowych pozostawia wiele do życzenia. Łatwiej byłoby o koszulkę kolarską lub kurtkę najmodniejszych marek. Takie spojrzenie wynika z naszych zainteresowań, miasto jest pełne zadowolonych turystów, którzy odpoczywają tu po kilka dni.

W Puerto Varas spotkaliśmy się z Hanią i Jackiem z sledznas.com. Trzy lata w podróży...
W Puerto Varas spotkaliśmy się z Hanią i Jackiem z sledznas.com. Trzy lata w podróży…
Odmienna zabudowa każe zadać pytania o historię
Odmienna zabudowa każe zadać pytania o historię
Nie kryją się ;)
Nie kryją się 😉

Wyjeżdżając z Puerto Varas jeszcze łatwiej dostrzec silne wpływy niemieckiej imigracji z połowy XIX wieku. Świadczą o tym domy z gankami, ale one mniej nas interesują. Na ganku się nie wyśpimy. Moglibyśmy co najwyżej przykucnąć jedząc makaron. Na nocleg zatrzymujemy się u Cornelii. Jest managerem i szefową kuchni dużej przydrożnej restauracji. Rowerzystom oferuje miejsce pod namiot i ciepły prysznic. Jest ciekawa podróżniczych historii rowerzystów, którzy zdecydują się ją odwiedzić. Tyle nam wystarczy, by nie szukać tego dnia miejsca do spania. Wieczorem okazuje się, że czeka nas kolacja. Przechodzimy się pomiędzy półmiskami i wybieramy dawno zapomniane smaki. Ostatni raz taką możliwość mieliśmy w Paragwaju. Niemcy umieją zorganizować się wszędzie i jak się Polak ma z tego nie cieszyć, skoro na talerzu kapusta kiszona i boczek.

Wulkan Osorno
Wulkan Osorno

Z odświeżonymi kubkami smakowymi nie możemy się doczekać kolejnego spotkania. Zmierzamy prosto do Entre Lagos, gdzie kilka miesięcy wcześniej gościła nas Dani. Te odwiedziny są dla nas ważne, dawaliśmy sobie na nie nadzieję przez ostatnie tygodnie. Spotkania na naszej trasie mają to do siebie, że są jednorazowe. Przynajmniej większość z nich takimi pozostanie. Zdarzyło mi się dwukrotnie, że ludzi spotkanych w świecie gościłem później u siebie w domu, ale to ułamek nawiązanych relacji. Stąd zależało nam, by do kogoś w tej Ameryce Południowej wrócić. Kiedy kontaktowaliśmy się ponownie z Dani, wracała z delegacji. Miała być przed nami w domu. W dzień przyjazdu odebraliśmy kolejną wiadomość, musiała znów jechać w celach służbowych. Wieczorem przejechaliśmy przez Entre Lagos przelotową drogą. Zgaszone światło w restauracji wujka Dani podkreślało, że nikt nie czeka. Nie wjeżdżaliśmy do centrum, uzupełniliśmy żywność i wyjechaliśmy. Było trochę smutno.

Czekamy na Dani w Polsce. Z radością pokażemy jej nasze góry, tak samo jak ona opowiadała nam o przyrodzie Chile. Zapamiętaliśmy z poprzedniego spotkania z jakim entuzjazmem Dani opowiadała o trekkingu na wulkan górujący nad miejscowością. Puyehue. Musieliśmy się tam wybrać…

Autor

Na początku 2018 roku wypalił dziurę w ostatniej flanelowej koszuli. Stwierdził, że to dobry moment by na chwilę przerwać pracę programisty i spróbować innych pasji. Teraz jako podróżnik rowerowy, fotograf i blogger, chce nadać wartość każdemu z tych słów.

10 komentarzy

  1. Ciekawe, miłe.
    Widzę że z łezką wspomnień. Jednak wiele nieznanego przed Wami. Myślę,że jeszcze dołożycie cały wachlarz spotkań
    z życzliwymi ludźmi zanim na dobre podejmiecie decyzję o powrocie. Niech Wam się darzy, wiele pięknych widoków do zapamiętania i przekazania, tym którzy może wybiorą się na podobną wyprawę i tym którzy będą później po prostu chłonąć barwy, zapachy i kształty opowieści. Powodzenia.

    • Michał Odpowiedz

      To jest tak piękne napisane, że nie ma tu czego uzupełnić. Chcielibyśmy poznać wiele. Wiemy, że kiedyś się będzie trzeba zatrzymać. To co przywieziemy zmieni nas miejmy nadzieję na lepsze, ale może też jeszcze jedną osobę więcej, która tu zajrzy. Dziękujemy za życzenia 😉

  2. Czytalam z ciekawością, byłam zaskoczona, że taki krótki odcinek tym razem. Wasze spotkania z ludźmi są niezwykłe. Wyglądacie na bardzo szczęśliwych -Wy podróżujący.
    Powodzenia dalej.

    • Michał Odpowiedz

      Może wyszło krócej tym razem, ale już zapraszamy na kontynuację z tych dni.
      Czujemy się szczęśliwi w podróży, ale chcemy by było tak i później. W końcu życie to podróż 😉

  3. Kiedy sami dobieracie muzykę to przekaz staje się pełny i łatwiej poczuć Wasze emocje. I jest mniej sentymentalnie… 😉 Psy są dla Was miłe czy biegają za rowerami?

    • Michał Odpowiedz

      Tak naprawdę to muzyki nam bardzo brakuje. Kiedy tylko jest okazja staramy się podłapać trochę muzyki od spotkanych ludzi i później wybrać to co nam pasuje.

      Z psami jest pół na pół, ale jednak jako rowerzyści czujemy sporą nieufność do tych zwierząt. Szkoda, ale w większości nas gonią.

  4. Odcinek może i krótki, za szybko się czytało, ale mimo to różnorodność widoków na zdjęciach robi wrażenie… Tu wulkan, tam drzewa (żywe lub martwe do wyboru)… tu woda, tam pastwisko… tu pałac, tam pies na śmietniku… Powodzenia w dalszej drodze! 🙂

    • Michał Odpowiedz

      Tyle rzeczy na stosunkowo krótkim dystansie. Dobrze, że jedziemy rowerem to nadążamy zmiany zauważyć 😉 Dzięki, ruszamy dalej.

  5. Bardzo krótki odcinek,ale trochę się rozmarzyłam wyobrażając sobie szum oceanu,oraz to,że stoję na tym klifie.

Napisz komentarz