Przyjeżdżając do Boliwii wiedzieliśmy, że w tym kraju ludzie umieją się bawić i świętować. Okazało się, że podczas jednego tygodnia możemy uczestniczyć w wielkiej ulicznej paradzie z tańcami, obchodach Bożego Ciała i Nowego Roku. Coś Ci nie pasuje w zestawieniu dwóch ostatnich wydarzeń? W Boliwii jest to możliwe.
14 lipca zjeżdżamy do La Paz z trekkingu w okolicy masywu Ancohumy i Illampu. Bardzo chcieliśmy zdążyć, ponieważ kolejnego dnia od rana miała się zacząć dwudniowa, wielka parada. Cristian z Casa de Ciclistas ostrzegał nas, by nie wjeżdżać do miasta 15 lipca, w sobotę. – Przyjedźcie w piątek lub w niedzielę, w sobotę wszystko będzie zablokowane. Trzeba dobrze znać miasto, by ominąć tą paradę. Ja tego dnia nie wychodzę z domu, będę wyjątkowo pracował – ostrzegał nas. Naszymi planami na obserwację najbliższych świąt dzielimy się z Radkiem. Dziwnie tego dużo, czy świętowanie w La Paz się kiedyś kończy? – Nigdy – odpowiada krótko z uśmiechem.
Fiesta Gran Poder
Początki Festiwalu Señor Jesús del Gran Poder, bo tak brzmi pełna nazwa święta, sięgają siedemnastego wieku. Do tego momentu trzeba się cofnąć, by zrozumieć powiązania religijne święta. Uczestnicząc dziś w wydarzeniu na ulicach La Paz trudno będzie zrozumieć takie odwołanie. W 1663 siostra zakonna przywiozła z Hiszpanii obraz z wizerunkiem Jezusa Chrystusa. Kilka wieków później w 1904 roku, obraz zaczął krążyć pomiędzy poszczególnymi dzielnicami i był obdarzany kultem, aż znalazł swoje miejsce w dzielnicy Chijini. Boliwijczycy przyzwyczajeni do wyrażania swojej radości tańcem, także wokół obrazu świętowali tańcząc. W 1974 roku prezydent Hugo Banzer przeniósł święto do centrum La Paz.
Tak ważny jest ten przejaw kultury, że dziś jest głównym świętem paceños (tak nazywani są mieszkańcy La Paz). To wieki historii, które zaznaczyły ważne kamienie milowe w kulturze.
— tłumaczy socjolog David Mendoza w czasopiśmie Al Vuelo
Czym jest Fiesta Gran Poder dzisiaj? W skrócie jest to wielki, głośny, kolorowy przemarsz ulicami całego La Paz. Orszak tańczy, gra głośno na instrumentach i pięknie się prezentuje. Tańce są bardzo proste, przypominają bujanie. Ważniejsze są kolorowe stroje i po to na ulice wychodzą zainteresowane osoby. Wzdłuż całej trasy są miejsca, gdzie serwuje się żywność i napoje. Zorganizowane też są miejsca siedzące, w tym całe trybuny. Za miejsce siedzące trzeba zapłacić i to niemało, bo około 27 zł. Chętnych do podziwiania orszaku z takich miejsc jednak nie brakuje.
By uczestniczyć w orszaku trzeba mieć pieniądze. Tak, dobrze zrozumiałeś, by się bawić trzeba zapłacić. Tancerze i muzycy są na pewno wielką atrakcją dla mieszkańców La Paz, ale to ich święto. Wychodzą na ulicę, by się dobrze bawić. Duża ilość gotówki przydaje się, by uszyć kolorowe ubrania i zbudować maski. Kuse sukienki dla młodych dziewczyn i obszerne falbaniaste dla poważniejszych, są szyte co roku specjalnie na tę okazję. Według wierzeń ten wydatek ma być inwestycją, która zwróci się w przyszłości. Pieniądze to jednak jeszcze za mało, by być bohaterem święta. W orszaku prezentują się grupy zawodowe lub inne drużyny prezentujące kogoś posiadającego kapitał. By dostać się do grupy musisz być zaakceptowany, musisz być w klice. Jeśli to wszystko wydaje Ci się zbyt skomplikowane, możesz uczestniczyć w wydarzeniu w najprostszym wymiarze, który łączy dwie strony. Puszki piwa i małpki z mocniejszym alkoholem są do kupienia wzdłuż całej trasy i dostarczane tańczącym przez ulicznych sprzedawców. Nikt przecież nie może się ruszyć z szeregu. Fiesta Gran Poder to dobra okazja, by się napić. I to przez dwa dni.
Pewnie sobie wyobrażasz, że taka gruba impreza skutkuje setkami pijanych ludzi na ulicach. Nic bardziej mylnego. Ani razu nie zdarzyło nam się zauważyć zataczającego przechodnia, albo usłyszeć konfliktów związanych z upojeniem alkoholowym. Nie mówię, że takich sytuacji nie ma. Nie widzieliśmy. Na pewno alkoholu jest sporo i ludzie nie ograniczają się w jego spożyciu. Może znają swoje możliwości, albo grzecznie siedzą w miejscu, aż troszkę wytrzeźwieją. Słyszeliśmy też od miejscowych, że pijackie konflikty załatwia się w domu, a nie publicznie.
Impreza w centrum trwała do późnych godzin w sobotę, a w niedzielę przeniosła się na oddalone ulice. To co nas zaskoczyło, to czyste centrum w niedzielne przedpołudnie. Po fieście nie było śladu. Nic. Z trudem zauważyliśmy jeden przepełniony kosz w bocznej ulicy. Chyba ktoś zapomniał. Choć sama impreza wydaje się być ciekawa raczej tylko za pierwszym razem, jak uważają niektórzy mieszkańcy La Paz, to na nas zrobiła bardzo pozytywne wrażenie. Wydarzenie warto zobaczyć. Super, że tak potrafią się bawić i jeszcze to wszystko szybko posprzątać.
Boże Ciało w La Paz
W Boliwii święta chrześcijańskie mogą mieć bardzo kolorową oprawę. Kilka miesięcy temu oglądaliśmy obchody dnia jednego ze świętych w Tarija. Zrobiły na nas wrażenie. Dla nas obchody Bożego Ciała w La Paz miały mieć nie tylko wymiar wiary, ale też być wydarzeniem kulturowym.
Nie do końca się udało, choć plan był dobry. W La Paz jest jedna wielka procesja. To nie jest tak, że każda parafia organizuje obchody na własną rękę. Wszystko zaczyna się jedną mszą w amfiteatrze. Jeśli chcesz uczestniczyć w obchodach, musisz się pojawić właśnie tam. Po mszy formuje się tu jedna wielka procesja i wszyscy idą główną ulicą do najważniejszej świątyni w mieście. Podobnie jak w Polsce, w procesji idą dzieci, ale też dorośli. Są różne orkiestry, jest głośno. Jedna część procesji bębni, a druga śpiewa. Wszystko ma porządek, ale nie jest on do końca oczywisty.
Pochód kończy się na ołtarzu przy kościele świętego Franciszka. Wszyscy starają się zmieścić przy ołtarzu i śpiewają. Po chwili tabernakulum znika za wrotami świątyni. Myśleliśmy, że takie święto to okazja, by wejść z ludźmi do środka. Niestety… Po zdjęciach trudno się połapać, że procesja wygląda inaczej niż w Polsce. Tak też było… zwyczajnie.
Obchody Nowego Roku Andyjskiego – Tiahuanaco
Pewnie słyszałeś, że według chińskiego kalendarza, w tym kraju przekroczyli już cztery tysiące lat. Robi wrażenie prawda? W Boliwii w tym roku 21 czerwca obchodzono nowy rok z numerem 5527… Willkakuti, Machaq Mara, Mara T’aqa, Jach’a Laymi, Pacha Kuti, to wszystko nazwy na święto, które obchodzi lud Aymara podczas przesilenia zimowego na półkuli południowej. Stąd też niektóre z nazw tłumaczy się jako „powrót słońca”. Z hiszpańskiego można to przetłumaczyć jako Nowy Rok Andyjsko-amazoński. Święto obchodzi się w Boliwii, Chile i południowym Peru. Największe uroczystości odbywają się w boliwijskim Tiahuanaco w prehiszpańskiej cytadeli, ważnym dla rdzennej ludności miejscu. Oprócz Tiahuanaco ceremonie organizowane są co roku w ponad 200 miejscach w całej Boliwii, przeważająca większość w okolicach La Paz.
Święto ponownie zyskało na ważności w 2009 roku, kiedy rząd Evo Moralesa nadał mu nazwę Andyjsko-amazoński Nowy Rok i uczynił świętem narodowym dodając do obchodów także teren Chaco. Evo Morales jest z pochodzenia indianinem z ludu Aymara, który to lud stanowi 30% mieszkańców kraju. Polityczny aspekt święta przedstawia się w fakcie, że minister spraw zagranicznych Boliwii Diego Pary zobowiązał Evo Moralesa do uczestnictwa w obchodach w Tiahuanaco w tym roku. Energia i siła miejsca ma zapewnić, że w ciągu najbliższych pięciu lat prezydent nadal będzie rządził krajem. Evo Morales stara się o czwartą kadencję.
Wstajemy przed 2 w nocy. Po kilku minutach do naszej taksówki dosiadają się Alina i Mateusz. Wspólnie jedziemy przez ciemną noc, by po prawie dwóch godzinach znaleźć się przed wejściem do muzealnego kompleksu Tiahuanaco. Wysiadamy z samochodu i od razu czujemy przejmujący chłód andyjskiej nocy. Dobrze rozumiemy w jakim celu w oddali widać rozpalone ogniska, to jeszcze nie jest część obchodów. Wszyscy ubieramy wszystko co mamy i idziemy przez przyległe do kompleksu miasteczko. Wygląda jak nasz Sylwester. Przy ogniskach i w namiotach ludzie jedzą, piją i tańczą. Na głównym placu jest rozstawiona scena i gra bardzo głośna muzyka. Impreza trwa. My jednak pokierowani przez policję udajemy się w jedną z przecznic w ciemną noc.
Chcemy być jak najbliżej głównych obchodów i idziemy w stronę wejścia dla dyplomatów i dziennikarzy. Alina i Mateusz mają legitymacje, a my tylko telefon do jednej pani z ministerstwa. Przedwczoraj odwiedziliśmy trzy ministerstwa, by zdobyć jakiś dokument. Ostatecznie jedna z pań zaoferowała nam pomoc, jeśli uda się ją znaleźć na miejscu. Teraz stoimy przed kilkoma ochroniarzami i czekamy na wyniki dyplomacji. Udało się! Dostajemy identyfikatory i jesteśmy w środku w sektorze dla fotoreporterów.
W centrum stoi ołtarz poświęcony Willka Kuti, a na nim przygotowany stos, który zapłonie o świcie. Wokół poszczególne grupy tańczą i śpiewają próbując rozgrzać się do rana. My z emocji już dawno zapomnieliśmy o dokuczającym chłodzie i biegamy podekscytowani pomiędzy świętującymi. Żal nam tylko odświętnie ubranych dziewczyn przy ołtarzu. Muszą mieć dużo samozaparcia, by przetrwać do rana. Na ich szczęście w końcu pojawia się prezydent Evo Morales i wszystko rusza. Są przemowy, wywiady i są też składane ofiary. Świt jest już bardzo blisko i stos może nareszcie zapłonąć. W stronę pierwszych promieni słońca wszyscy wznoszą otwarte dłonie. Mamy nowy rok.
Tak jak informował nas wcześniej Radek, u którego mieszkamy w La Paz, wizyta prezydenta dała nam trochę mniej swobody w poruszaniu się po kompleksie. Obecność głowy państwa wprowadza pewne zasady bezpieczeństwa. Wyobrażasz sobie jednak, że zabrakło dosłownie dwóch osób w kolejce, bym zrobił Gosi zdjęcie z Evo Moralesem? Mateuszowi udało się zdobyć selfie i komentarz „Pan ma chyba dwa metry”. No i mamy Nowy Rok 5527, a jeszcze sześć miesięcy nie minęło od Sylwestra. Wyjazd do Tiahuanaco to był świetny pomysł, choć trochę sił nas to wszystkich kosztowało. Za to wracając mogliśmy się jeszcze nasycić porannymi widokami na Cordillera Real i widokiem na zawsze zdumiewające La Paz. Tam impreza trwała nadal.
Święto ulicy
Fiesta nie musi mieć daty, a przynajmniej możesz jej nie znać. Nie dowiesz się o większości z nich w informacji turystycznej, one się nie sprzedają. Tak się przekonaliśmy, gdy wyjechaliśmy kolejką do głównego cmentarza i postanowiliśmy schodzić zupełnie przypadkowymi ulicami w stronę jednego z targowisk. Przechodzimy koło otwartego na oścież lokalu, w środku jakby młoda para otoczona znajomymi. Myślę sobie, że małe wesele. Po chwili dowiaduję się, że po prostu spotkali się bawić. Pytam o zdjęcie i jesteśmy zaproszeni do środka na szklaneczkę piwa. Na tym by się nie skończyło, ale zmyśliliśmy, że idziemy spotkać naszych znajomych. – Przyprowadźcie tutaj swoich amigos. Jesteście naszymi gośćmi! – zapraszają gdy jedna z niewiast robi sobie ze mną selfie. No cóż, przyjechałem z żoną, więc trzymamy się naszego planu.
Kilkanaście minut później przechodzimy przez małe targowisko. Widzimy strojnie ubrane panie i panów. Na skrzyżowaniu uliczek jest mała impreza. Leje się piwo i padają żarty. – Dziś mamy święto naszej ulicy – tłumaczy nam jeden z uczestników. – Sprzedajemy tutaj garnki. Jesteśmy pod wrażeniem bogatych strojów, w które ubrane są kobiety. Zanim udaje się nam zrobić zdjęcie, pozujemy z kolejnymi uczestnikami. Później wymieniamy się numerami telefonów, by przesłać zdjęcia. – Witajcie w Boliwii – pozdrawiają.
Wjeżdżając do kotliny zbudowanej z cegły, którą z wierzchu wydaje się La Paz, trudno sobie zdawać sprawę jak żyje to miasto. Świętowanie to już wyższa półka znajomości tego organizmu, ale warta poświęcenia mu sporej ilości czasu. Nie ma go większość turystów i my nie mieliśmy go również. Tym bardziej jesteśmy szczęśliwi, że w ciągu dwóch tygodni pobytu udało się zobaczyć tak dużo kolorytu miasta i okolicy. To tylko potwierdza tezę, którą postawiliśmy już drugiego dnia „Trudno powiedzieć, że to miasto jest ładne. Na pewno jest bardzo interesujące”.
Główny motyw muzyczny Fiesty Gran Poder
Wskazówki
- Następna Fiesta Gran Poder odbędzie się 6 czerwca 2020 roku. Może warto rozważyć przyjazd do La Paz wokół tego terminu. Wejście na trybuny kosztuje 50 BOB od osoby. To droga opcja i skazuje na pobyt w jednym miejscu. Możemy wejść na trasę jednym z oficjalnych wejść. Tutaj ruch jest kontrolowany przez policję i wieczorem ustawiają się długie kolejki. W wyżej położonych częściach trasy jest wiele przerw i można wejść i wyjść z pochodu bez szczególnych problemów.
- Obchody Nowego Roku Andyjsko-amazońskiego odbywają się zawsze podczas przesilenia zimowego półkuli południowej, czyli 21 czerwca. Wyjazd do Tiahuanaco jest organizowany przez wiele agencji turystycznych, ale cen nie znamy. Indywidualne wynajęcie taksówki kosztowało nas 400 BOB za cały samochód. Koszt w dwie strony, kierowca czekał do rana. Mniejsze ceremonie są organizowane w wielu innych miejscach. Aktualnej listy trzeba szukać w internecie. W samym La Paz świętowanie było organizowane na przykład na punkcie widokowym Killi Killi. Takie mniejsze obchody też mogą mieć swój urok i kosztować znacznie mniej. Niestety bardzo trudno jest znaleźć informacje czego się po nich spodziewać.
Czas i miejsce
- Do La Paz przyjechaliśmy pierwszy raz w pierwszych dniach czerwca 2019. Na dwa tygodnie zatrzymaliśmy się w mieście w drugiej połowie czerwca.
6 komentarzy
Wow, te stroje naprawdę robią wrażenie, nawet jeśli ogląda się je tylko na zdjęciach. A co do nowego roku, kilka lat temu wybrałem się na spacer o świcie 1 stycznia i byłem mega zaskoczony wszechogarniającą ciszą – aż w uszach dzwoniło. Drogi puste, ludzi brak, no może co najwyżej ktoś z pieskiem (albo piesek z kimś). Tymczasem w Boliwii… o wschodzie słońca to impreza na całego 😀 Trzymajcie się tam i pozdrowienia!
My kiedyś pojechaliśmy 1 stycznia na narty na otwarcie stoku. Jeden z najlepszych wyjazdów choć zasnąć było trudno, a o 6 pobudka…
Stroje piękne, starliśmy się pokazać 😉
Pozdrawiamy z Cuzco.
Stroje te, które mieli założone na nowy rok naprawdę są zachwycące. Podejrzewam że to tradycyjne boliwijskie stroje, tak?
Jakie to naturalne żeby nowy rok świętować podczas wschodu słońca, a nie tak jak u nas o północy… Szkoda, że w Polsce ciągle słabo się obchodzi takie tradycyjne jak na przykład przesilenia. Zazdroszczę Boliwijczykom, że oni to potrafią.
Tak, to tradycyjne stroje. W Boliwii czy Peru takie stroje można spotkać nie tylko w takie świeta, choć taka okazja jest jedną z lepszych do podziwiania.
Nie wiem cóż powiedzieć o Polsce, ale tradycja chyba się u nas nie sprzedaje? A może trzeba takich miejsc poszukać.
Super, bardzo ciekawe. Zazdroszczę tym narodom. potrafią żyć tym co piękne i wesołe, a przecież też mają ciemne strony w historii. Patrzą jednak w przyszłość – raczej z nadzieją i radością. 🙂
Może jednak czegoś się nauczymy? Może coś zmienimy na pozytywnie?
Wczoraj widzieliśmy obchody rocznicy lokalnej szkoły. Krótko mówiąc odbiegało to znacznie od tego co znany. Każda klasa tańczyła na głównym placu mieściny.